
Walka o przetrwanie – rozmowa z dr Marią Ferenc w 81. rocznicę powstania w getcie warszawskim
Getto warszawskie zostało utworzone w październiku 1940 roku, czyli ponad rok po tym, jak rozpoczęła się II wojna światowa i okupacja Warszawy. W pierwszym roku prawa Żydów były stopniowo ograniczane. Kilka miesięcy po rozpoczęciu wojny Żydzi musieli zacząć nosić sygnalizujące opaski z gwiazdą Dawida, co czyniło ich tak bardzo widocznymi w przestrzeni miasta i narażonymi na przemoc. Rozmaite prawa zostały im odebrane, np. związane z posiadaniem oszczędności w banku czy otrzymywaniem emerytury. Od pewnego momentu Żydzi, mimo że getta formalnie jeszcze nie było, nie mogli się osiedlać poza tzw. terenem strefy osiedlenia, miejscem określonym jako zagrożone wybuchem epidemii. Epidemia rzeczywiście wybuchła później w getcie, z powodu olbrzymiej koncentracja ludności i warunków sanitarnych.
Dzisiaj, 19 kwietnia 2024 roku, w 81. rocznicę powstania w getcie warszawskim, rozmawiamy z dr Marią Ferenc, badaczką historii Żydów w trakcie Holokaustu, która w ubiegłym roku otrzymała grant w konkursie SONATINA 7 na projekt badawczy „Mordechaj Anielewicz – biografia i pamięć”.
Maria Kozan: Zacznijmy od początku. Jak wyglądał proces tworzenia getta warszawskiego?
Maria Ferenc: W październiku 1940 roku okazało się, że będzie getto i Żydzi mieszkający poza jego projektowanymi granicami musieli się przeprowadzić. Polacy, którzy mieszkali na terenie dzielnicy żydowskiej, musieli ją opuścić. Osób, które przeprowadzały się do getta, było znacznie więcej niż tych, które się z niego wyprowadzały, od początku w getcie panowało przeludnienie. Sytuacja się pogłębiała przez cały czas istnienia getta, dlatego że Niemcy nieustannie przesiedlali Żydów z innych miast i miejscowości do getta. Było to w sumie wiele tysięcy osób, a fal przymusowych przesiedleń było bardzo dużo. W getcie w szczytowym momencie w getcie mieszkało ponad 450 tysięcy ludzi, w Warszawie przed wojną – ok. 370 tys.
Co zabierali Żydzi ze sobą w nieznaną podróż? Jak znalezienie się w getcie na nich wpływało?
Ci uchodźcy znajdowali się na wejściu w absolutnie najgorszej sytuacji, bo nie mieli żadnych zasobów w Warszawie. Wolno im było podróżować tylko z bardzo ograniczonym bagażem. Sprzedawali, co mieli, żeby się utrzymać. Wielu nie miało nic, co mogli sprzedać.
Getto to przerwanie rutyny życia, np. w postaci tego, gdzie się pracuje. Zostają zamknięte szkoły i w niewielkim zakresie otwarte dopiero na początku 1942 roku. Mnóstwo osób traci możliwość zarządzania swoimi przedsiębiorstwami. Konieczność posiadania aryjskiego pośrednika w zarządzaniu firmą naraża ich na przemoc ekonomiczną. Żydom ciężko jest kontynuować normalne życie. Już nie mówiąc o polityce Niemców wobec getta, która polegała na celowym dostarczaniu niewielkiej ilości żywności. Ludzie musieli skupić się przede wszystkim na przetrwaniu i uniknąć śmierci z powodu głodu i chorób.
Jak starano się przetrwać?
Trochę osób ratowało się szmuglem przez mur getta i kupowaniem żywności po drugiej stronie muru. Część była skazana na kupowanie tych przeszmuglowanych produktów na czarnym rynku za bardzo duże pieniądze, więc dużo osób wyprzedawała się z tego, co miała, np. z mebli i wartościowych rzeczy.
Jak wyglądało życie rodzinne w getcie?
Getto już w pierwszych miesiącach zupełnie zniszczyło struktury funkcjonowania życia rodzinnego. Mężczyźni byli objęci obowiązkiem pracy przymusowej. Dużo osób od razu trafiła do obozów pracy przymusowej albo była zabieranych na ulicznych łapankach. Niewątpliwie zwiększyła się rola kobiet w rodzinie, które musiały przejąć na siebie więcej obowiązków związanych z utrzymaniem domu. Dzieci w rodzinach, które miały gorszą sytuację ekonomiczną, też musiały pracować albo zdobywać jedzenie. Szacuje się, że przeszło 100 tysięcy mieszkańców getta umarło z powodu głodu i chorób.
Kiedy podejmowano próby zlikwidowania getta warszawskiego? Ile getto wówczas liczyło mieszkańców?
Latem 1942 roku nastąpiła pierwsza akcja likwidacyjna getta warszawskiego i blisko 300 000 osób zostało wysiedlonych do obozu zagłady w Treblince.
W tzw. getcie szczątkowym zostało tylko kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Możemy tutaj wyróżnić dwie grupy. Część to były osoby (ok. 30 tys.), które miały w getcie pracę w fabrykach nazywanych szopami, produkującymi rozmaite rzeczy na użytek niemieckiej armii. Druga grupa to Żydzi, którzy ukrywali się nielegalnie w getcie, nie mieli zaświadczenia o pracy i byli zależni od pomocy swoich bliskich, którzy mogli w getcie legalnie funkcjonować. Część osób uciekała w tym czasie na drugą stronę muru. Było to rozwiązanie bardzo kosztowne i niebezpieczne, wiążące się z długotrwałym stresem i wielokrotnymi zmianami kryjówek. Po tzw. stronie aryjskiej na Żydów czyhały ryzyka denuncjacji lub tego, że kryjówka, w której się znajdowali, zostanie odkryta, że osoba, u której mieszkały podniesie opłatę ponad ich możliwości.
Jak wyglądały ostatnie miesiące istnienia getta warszawskiego? Czy Żydzi wyczuwali nadchodzący koniec?
Ludzie byli przekonani, że prędzej czy później nastąpi kolejna akcja likwidacyjna. Dochodziły też do nich pogłoski o tym, że inne, mniejsze getta były likwidowane w całości, uważali, że czeka ich podobny los.
W styczniu 1943 roku zaczęła się druga akcja likwidacyjna, jeszcze nie mająca na celu wywożenia wszystkich mieszkańców getta. Wtedy doszło do pierwszego aktu oporu zbrojnego przeciw Niemcom. Gettowa konspiracja, która organizowała się do walki zbrojnej miała jakąkolwiek broń. To pierwsze wystąpienie zbrojne przyczyniło się to do wzrostu popularności podziemia. Nikt nie miał nadziei na skuces militarny, liczył się sam fakt odpowiedzi. Akcja likwidacyjna po paru dniach została zakończona. Niemcy wywieźli wówczas kolejne parę tysięcy Żydów do Treblinki.
Ostatnie trzy miesiące to był czas zupełnego końca normalności. W getcie znajdowało się bardzo mało rodzin. W lecie 1942 r. mnóstwo ludzi straciło swoich bliskich i pozostało samych. Młodzi, zdecydowanie częściej mężczyźni niż kobiety, zostali wyselekcjonowani do pracy w szopach. Dzieci były kierowane do wysiedlenia i tylko nielicznym udało się przetrwać w ukryciu. Nie było już prawie w ogóle osób starszych, rodzinne struktury się całkowicie rozpadły.
Powróćmy do początkowych lat getta warszawskiego. Czy istniała w getcie potrzeba kształcenia dzieci i młodzieży?
Inicjatyw edukacyjnych i wspierających dzieci w getcie było bardzo dużo. Niemcy zamknęli na początku wojny szkoły, więc główną formą edukacji było tajne nauczanie. Rodzice, którzy mogli sobie na to pozwolić, załatwiali korepetycje dla swoich dzieci. Podopieczni domów dziecka, sierocińców, miały organizowane zajęcia edukacyjne. Do getta trafiło mnóstwo fantastycznych pedagogów zaangażowanych w swoją pracę, chcących wspierać i kształcić dzieci. Jeśli chodzi o młodzież, to mamy np. seminaria czy zajęcia organizowane przez ruchy młodzieżowe, przypominające strukturą harcerstwo. Mamy też namiastkę szkolnictwa jawnego, którym głównie były kursy zawodowe. Niemcy zgodzili się, żeby Żydzi się kształcili zawodowo. W wielu przypadkach, kursy te były nauczane na poziomie uniwersyteckim, np. lekarskie. Działała szkoła dla pielęgniarek, funkcjonowały kursy kreślarskie.
Realnym jednak problemem była niedostateczna pomoc dzieci z najbiedniejszych rodzin, które cierpiały z głodu i nie były w stanie uczęszczać na jakiekolwiek zajęcia. Opieka, którą można było zapewnić, była tak naprawdę bardzo podstawowa. Drugą poważną barierą w braniu udziału w aktywnościach edukacyjnych było też to, że część dzieci musiała pracować, żeby ich rodziny mogły przetrwać. Dzieci były wysyłane na ulicę do żebrania i w ten sposób pomagały swoim rodzinom. Mamy więc z jednej strony cierpienie, głód i śmierć, a obok tego świadectwa działalności edukacyjnej, pracę zaangażowanych ludzi, wśród których warto wymienić chociażby niesamowitą, bardzo oddaną pedagożkę Rosę Simchowicz,. Przez rok istnienia getta bardzo z dużym zaangażowaniem kontynuowała pracę ze swoimi podopiecznymi. Zmarła na tyfus, którym się zaraziła od jednego z uczniów. Wiele osób działało, pomagało i robiło wszystko, co możliwe, żeby przywrócić dzieciom i młodzieży namiastkę normalności.
Czy istniało w getcie warszawskim życie artystyczne?
W tej ogromnej masie ludzi, która trafiła do getta, byli też artyści, którzy tak jak wszyscy inni chcieli w jakiś sposób spróbować przeżyć. W getcie mamy kawiarnie, gdzie odbywały się koncerty, występy teatralne, wieczorki poetyckie, działało też parę teatrów, które wystawiały raczej lekkie repertur. Bilety musiały być bardzo tanie i naprawdę były, no bo inaczej nikt nie był w stanie przyjść do teatru. Działa też żydowska orkiestra symfoniczna, która dawała koncerty w getcie,.
Było sporo osób z zapleczem graficznym, plastyków. Część z nich, tak jak wielu przedstawicieli inteligencji, zostawało urzędnikami w Radzie Żydowskiej, która była bardzo zależnym od okupanta samorządem, przekazującym niemieckie zarządzenia dla getta, ale mającym jakąś niewielką dozę autonomii w zarządzaniu gettem.
Artyści w getcie starali się w sztuce utrwalić, co się tam działo. Zachowało się trochę rysunków, szkiców przedstawiających sceny z życia getta. To była sztuka tworzona jako rodzaj świadectwa, uwiecznienia tego, co się dzieje, złapania stopklatki z przerażającej codzienności.
Wśród wielu mieszkańców getta istniała potrzeba obcowania z literaturą. Książki to jeden z przedmiotów, którymi najczęściej handlowano w getcie. Ludzie czytali i chcieli czytać. W literaturze szukali pocieszenia, ale też budowali paralelę do tego, co przeżywają, więc książki z rysem historycznym cieszyły się dużą popularnością.
Obecnie zajmuje się Pani biografią Mordechaja Anielewicza. Czy mogłaby Pani przybliżyć jego postać? Czym jest „mit Anielewicza”?
Mordechaj Danielewicz był dosyć typową postacią wśród rozmaitych ważnych osobistości podziemia w getcie warszawskim. Był jednym z wielu przywódców ruchów młodzieżowych, syjonistycznych, nastawionych na wyjazd członków w przyszłości do Izraela. Mówił po hebrajsku, był mocno związany z ideologią swojej organizacji, Haszomer Hacair. Organizacje młodzieżowe były awangardą myślenia o oporze zbrojnym. Przedstawiciele partii politycznych, byli ostrożniejsi i bardziej stawiali nacisk na wzięcie odpowiedzialności za mieszkańców getta. Obawiali się zastosowania np. przez Niemców zasad odpowiedzialności zbiorowej, gdyby do oporu doszło, więc był tam też swego rodzaju konflikt generacyjny. Anielewicz był jednym z bardziej bojowo nastawionych i radykalnych spośród młodych. Wydaje mi się, że właśnie ta cecha połączona z jego osobistą charyzmą, sprawiły, że był ważnym działaczem.
Jego pozycja symboliczne urosła, ponieważ odegrał dosyć dużą rolę w trakcie pierwszej samoobrony w styczniu 1943 roku. Walczył z Niemcami, był jednym z niewielu bojowników, którzy ocaleli, co przyczyniło się do rozwoju jego osobistego mitu jeszcze za życia. Żydowska Organizacja Bojowa, której został komendantem, miała dosyć płaską strukturę, początkowo Anieleiwcz był członkiem wieloosobowego kierownictwa, potem został wybrany na komendanta. W trakcie powstania nadzorował walki, zbierał informacje z różnych rejonów getta, gdzie te walki się toczyły. Te walki były oczywiście na niedużą skalę. Żydzi mieli bardzo mało broni.
8 maja, bunkier przy ul. Miłej 18, gdzie ukrywali się Anielewicz i wielu członków Żydowskiej Organizacji Bojowej został odkryty przez Niemców, cywilów wyciągnięto, zaś członkowie ŻOB popełnili samobójstwo. Garstce ŻOBowców udało się uciec. To ważny moment mitu założycielskiego Anielewicza, bo spełnia cechy idealnego bohatera, jest młody, oddany, ginie w trakcie walki i oddaje życie za sprawę, z którą jest utożsamiany.
Czy istnieją pamiętniki, wspomnienia świadków, które opisywały Anielewicza?
Pierwsze upamiętnienia i wspomnienia o Anielewiczu pojawiają się jeszcze w trakcie wojny. Osoby, które go znały, starają się go utrwalić na łamach pamiętników, które piszą w ukryciu. To jest o tyle interesujące, że osoby, które go znały, później też ocalali po wojnie stają się ważnymi aktorami w kształtowaniu pamięci o nim.
Jeśli chodzi o politykę historyczną, to był on niesamowicie pojemnym bohaterem, którego dało się wpisać w rozmaite narracje. Jego nazwisko używane jest w młodzieżowych ruchach syjonistycznych, które po wojnie kontynuują działalność w Polsce, potem ten mit przenosi się do Izraela. On jest ich bohaterem i też tak o nim myślą, podkreślając jego syjonizm, zaangażowanie po stronie idei, by stworzyć przyszłe państwo dla Żydów w mandacie Palestyny. Z kolei dla komunistów też jest wygodnym bohaterem, bo Haszomer-Hacair, którego był członkiem, to ruch socjalistyczny, mówiący z dużym podziwem o komunizmie. Dało się więc, biorąc cytaty z prasy podziemnej z artykułów, które Anielewicz pisał, przedstawiać go jako nieomal komunistę. W prasie powojennej pisano, że był 24-letnim robotnikiem, choć był wychowawcą młodzieży. Mamy więc pojemnego bohatera, który spełnia uniwersalne cechy bohaterskie, a poza tym daje się go powiązać z różnymi wątkami.
Komu chciałaby Pani poświęcić uwagę w przyszłości? Czy jest może jakaś postać lub grupa osób, którą chciałaby się Pani zająć badawczo?
Bardzo ciekawi mnie historia takiej organizacji, która działała już po likwidacji getta warszawskiego. To byli ludzie, którzy wyszli z getta i zajmowali się głównie pomaganiem innym Żydom, którzy ukrywali się po tzw. stronie aryjskiej w Warszawie, pomagali im zdobywać fundusze, organizowali dla nich pomoc, a przy okazji kontynuowali także prace dokumentacyjne. Zbierali relacje, pamiętniki, zachęcali osoby ukrywające się do tego, żeby spisywały swoje wspomnienia. To Żydowski Komitet Narodowy. Archiwum tej organizacji znajduje się w Izraelu, ale w większości to są materiały polskojęzyczne. To bardzo ciekawa historia, która wydaje mi się, że jest warta opracowania.





