
Łemkowie, czyli kto?
Łemkowie to mniejszość narodowa, której początki datuje się na okres między XIV a pierwszą połową XVI wieku. Członkowie tej mniejszości zamieszkiwali tzw. Łemkowszczyznę, czyli tereny rozciągające się między polskim i słowackim terytorium etnicznym, obejmujące po stronie polskiej część Beskidu Sądeckiego, Beskidu Niskiego oraz fragment Bieszczad. Łemkowie byli i są cząstką narodów słowiańskich, mają bizantyjskie pochodzenie swojej wiary, swój język, pismo, kulturę, obyczaje i to, że przez kilkaset lat pozostawali sobą Rusinami – Łemkami.
Na przełomie XIX i XX wieku, wytworzyły się wśród ludności łemkowskiej różne orientacje narodowościowe, co w konsekwencji doprowadziło do masowych przesiedleń Łemków. W pierwszej połowie XX wieku, komunistyczna władza polska dążyła do stworzenia państwa jednolitego narodowo. W myśl układu podpisanego z Ukraińską Socjalistyczną Republiką Radziecką, ewakuowano z ziem polskich narodowości ukraińskie, białoruskie, rosyjskie, rusińskie. W latach 1944-1946 wywierano na Łemków presję, aby wyjechali z Polski na Sowiecką Ukrainę. Pozostała ludność, jak również ta, która „cudem” powróciła na Łemkowszczyznę z Ukrainy, została deportowana na „ziemie odzyskane” w ramach Akcji „Wisła”, która rozpoczęła się 28 kwietnia 1947 roku. Znaczna grupa Łemków w konsekwencji wyemigrowała na zachód Europy, a nawet do Stanów Zjednoczonych. Pozostała część zamieszkuje głównie zachodnią część Polski. Dawny naród łemkowski został zminimalizowany do mniejszości narodowej rozproszonej po Polsce i świecie.
W rezultacie obu wspomnianych przesiedleń Łemkowszczyzna prawie całkowicie się wyludniła. Przestało istnieć ponad 20 łemkowskich wsi. Wiele miejsc jest porośniętych lasami, łąkami, gdzieniegdzie można zauważyć porastające drzewa owocowe lub odnaleźć stare, zniszczone cmentarze, będące żywym świadectwem zamieszkiwania w przeszłości tych terenów przez rodziny łemkowskie. Dotkliwe i nieodwracalne straty poniosła również unikalna kultura społeczności łemkowskiej.
W 77. rocznicę rozpoczęcia Akcji „Wisła” rozmawiamy z absolwentkami Uniwersytetu Wrocławskiego, które są Łemkiniami i kultywują pamięć o swoich przodkach. Do rozmowy zaprosiliśmy Oksanę Graban-Lichtańską, Natalię Ciołkę i Darię Kuziak.
Oksana jest absolwentką filologii ukraińskiej, w trakcie studiów odbyła semestr na Uniwersytecie Sofijskim w ramach programu Erasmus, a także staż w Pradze przed obroną dyplomu. Tytuł magistra uzyskała w 2016 roku.
Natalia jest absolwentką filologii rosyjskiej, w trakcie studiów licencjackich odbyła staż w Państwowym Instytucie Języka Rosyjskiego im. A.S. Puszkina w Moskwie, a w roku 2016, będąc na studiach magisterskich, spędziła semestr w Państwowym Uniwersytecie Pedagogicznym w Tomsku. Studia magisterskie ukończyła w 2018 roku.
Daria jest absolwentką studiów licencjackich z komunikacji wizerunkowej, specjalność Communication design. Ponadto ukończyła licencjackie i magisterskie studia kompozytorskie na Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu.
Rodzina Oksany pochodzi ze Zdyni, Gładyszowa i Czyrnej, skąd zostali wysiedleni w czasie Akcji „Wisła” w 1947 roku na tereny zachodniej Polski – większość rodziny trafiła na Dolny Śląsk, ale również w okolice Gorzowa Wielkopolskiego. Rodzina Natalii z kolei mieszkała we wsiach Binczarowa i Wawrzka, a na Dolny Śląsk zostali przesiedleni w czerwcu 1947 roku. Przodkowie Darii pochodzili z wsi Bogusza i Czarna, przesiedleni byli w 1947 roku na Dolny Śląsk. Osiedlili się w gminie Rudna (powiat lubiński).
EMOCJE. Czy pytałyście waszych dziadków lub może pradziadków o historię rodzinną? Czy opowiadali o wysiedleniu? Jakie emocje im towarzyszyły w trakcie przesiedlenia i po? Co udało im się ze sobą zabrać?
Oksana Graban-Lichtańska: Przekaz historii dotyczącej wysiedlenia w moim przypadku odbywał się raczej pośrednio. Jestem najmłodsza w rodzinie w moim pokoleniu, dlatego dzieliła mnie z dziadkami duża różnica wieku. Znacznie więcej dowiedziałam się od rodziców, niż od samych dziadków, z różnych powodów. Dziadków nie miałam okazji poznać, znam jedynie skrawki historii, zebrane wśród krewnych, sąsiadów czy osób, którzy ich znali. Babcie raczej nie wracały wspomnieniami do wysiedlenia, a gdy pytałam je o przeszłość, dzieliły się nimi, niby wyrwanymi stronami z pamiętnika. Często potrzebowały pomocy swoich dzieci, którzy podpowiadali fakty, zasłyszane wcześniej, gdy pamięć jeszcze nie szwankowała. Rysowałam drzewa genealogiczne, zapisywałam imiona i anegdoty obok nich. Kiedy byłam dzieckiem, nie pytałam o wysiedlenie, bo wiedziałam, że to dla nich bolesny temat. Gdy byłam starsza i potrafiłam przeprowadzić dojrzałą rozmowę o trudnej przeszłości, udało mi się uchwycić zaledwie strzępy pamięci. Poza moimi dziadkami rozmawiałam z wieloma wysiedlonymi, poznałam historie rodzin, którzy mogli zabrać z sobą tylko to, co zdołali unieść lub zmieścić na wozie. Nie pytam nigdy o emocje z tym związane, bo widzę je wypisane na twarzach tych ludzi, wydaje mi się, że czegoś takiego nie da się opisać słowami.
Natalia Ciołka: Dziadków już niestety nie mam, ale mam to szczęście, że obie moje babcie żyją. Niejednokrotnie rozmawiałam z nimi o wysiedleniu. Interesuje mnie historia mojej rodziny, dlatego zawsze dopytuję. Nigdy nie był to temat tabu, babcie nie miały oporu, żeby o tym opowiadać. W trakcie tych rozmów zawsze na pierwszy plan wysuwały się lęk, strach przed nieznanym, żal i tęsknota za utraconym. Jedną rozmowę udało mi się nagrać. Jest to wywiad z moją babcią Teklą, przeprowadzony w ramach upamiętnienia 70. rocznicy Akcji Wisła. Z wywiadu dowiadujemy się jak wyglądało przesiedlenie z perspektywy dwunastoletniej dziewczynki i jakie towarzyszyły jej emocje w trakcie i po wysiedleniu oraz z czym przyszło jej się zmierzyć w nowej rzeczywistości: “Co mogliśmy zabrać na wóz, to zabraliśmy, ale ile można było na taki wóz załadować. Tylko takie rzeczy podręczne. Większość została na podwórku, bo nie mieliśmy gdzie załadować. Jechaliśmy tydzień. Najgorsza była podróż. W wagonie było nas 8 osób i 7 bydła. Leżeliśmy na podłogach, a bydło obok nas. Tego nie zapomnę, to było straszne. Jak pociąg się zatrzymywał to wyskakiwali z wagonu i szukali paszy, żeby nakarmić bydło. Jeszcze pamiętam jak mama wyszła z pociągu i nie wróciła, a pociąg ruszył. Strasznie płakałam. Zaglądałam przez okno za mamą i wypadłabym, ale tato mnie złapał za nogi. Mamie udało się wskoczyć na tył jadącego pociągu. Boże, jak wtedy płakałam, że mama już nie wróci. Lęk pozostał” – mówi babcia. Całość wywiadu można znaleźć na stronie internetowej Radia Lemko www.radio-lemko.pl w archiwum audycji pod nazwą Што найгiрше – чловек уж пережыл (Co najgorsze – człowiek już przeżył).
Daria Kuziak: Już jako dziecko bardzo interesowała mnie historia Łemków, wiele rozmawiałam na ten temat z babcią i prababcią. Moja babcia od strony taty urodziła się w 1941 roku, tak więc większość historii które opowiada są zasłyszane od starszych pokoleń. Trzeba jednak przyznać, że mimo wszystko pamięta ten czas kiedy jechali i emocje jakie towarzyszyły jej i jej rodzinie. Taka trauma niestety pozostaje w świadomości na zawsze. Znacznie więcej opowiadała mi moja prababcia od strony mamy, która w czasie wysiedleń miała 17 lat. Była już wówczas zamężna, a moja babcia urodziła się już na zachodzie, kilka lat po przesiedleniach. Prababcia Marysia opowiadała wiele o Łemkowynie do ostatnich swoich dni. Poza świetną pamięcią, miała też umiejętność opowiadania historii tak, że chciało się ich słuchać. W internecie można znaleźć kilka wywiadów z nią (Łemkowie nad Odrą, Maria Matijczak: Dom). Co do tego co moi przodkowie przywieźli ze sobą, to przede wszystkim księgi cerkiewne z Czarnej, które obecnie są w Cerkwi Prawosławnej pw. Podwyższenia Krzyża w Rudnej, ale także dzwon cerkiewny z Boguszy, który przez długi czas, jeśli się nie mylę, dzwonił w Cerkwi Prawosławnej pw. Świętych Kosmy i Damiana w Studzionkach. Łemkowie byli bardzo wierzący nic więc dziwnego, że właśnie księgi i dzwony ze sobą przywozili. Prababcia Marysia przywiozła też maszynę do szycia marki SINGER, mamy ją w domu. W tamtych czasach to była bardzo droga i cenna rzecz.
DOM. Czy wasze rodziny powróciły do domu rodzinnego na Łemkowszczyznę?
Oksana Graban-Lichtańska: Różne były sytuacje w mojej rodzinie. Nikt nie zdołał po prostu wrócić do swojego domu, bo były one zajęte lub spalone. Rodzinie z Czyrnej udało się przekonać nowych osadników i wykupić swój dom. W Zdyni nie zastali już domu, ale postawili nowy w tym samym miejscu. Mój dziadek próbował odzyskać swój murowany dom, który po przejęciu przez państwo pełnił funkcję poczty, niestety mu się to nie udało. Budynek stoi do dziś, jest zamieszkiwany przez prywatnych właścicieli. Moi przodkowie prócz domów utracili obszerne hektary pól i lasów, byli zamożnymi gospodarzami. Jednego z pradziadków nazywali olijar, bo miał olejarnię. Cztery razy był w Ameryce. Drugi z emigracji przetransportował wiatrak na pokładzie statku, było to dość sensacyjnym wydarzeniem we wsi. Do dziś niektórzy wspominają, że z okolicznych wiosek wozili do niego zboże.
Natalia Ciołka: Nikt z moich dziadków nie wrócił na Łemkowynę. Ich domy zamieszkiwali już nowi gospodarze. Kiedy pytałam babcię o to, czy widziała jeszcze swoją chyżę, babcia podzieliła się ze mną wspomnieniem: „Pojechałam w 95 roku w nasze strony, no i nasz dom jeszcze stał. Obok naszego domu mieszkali jeszcze sąsiedzi i jak tam przyjechałam to mówię, że ja jestem z tego domu i mój tato był Pecuch, to kobieta mówi do mnie, że sąsiedzi im opowiadali, że Pecuch był tu bardzo szanowany, że pomagał im, a mama jeszcze im bułeczki przynosiła w fartuszku do domu.” Kilka lat temu ponownie wybrałam się z babcią do Binczarowej, niestety domu już nie było, na jego miejscu stał nowy, murowany.
Daria Kuziak: Moi przodkowie nie powrócili na Łemkowynę. Domów w Boguszy już nie ma. Dziadkowie i pradziadkowie byli w Boguszy wiele lat temu, ja byłam również z rodzicami i niestety po domach nie ma już śladu. Wiemy tylko że jeden był przy kapliczce, a drugi przy murowanej Cerkwi. Pradziadkowie w Czarnej przed wysiedleniem przez chwilę mieszkali w nowym murowanym domu, on stoi do dziś i ktoś go zamieszkuje. Prababcia kilka lat przed śmiercią była tam, gospodarze pozwolili jej wejść do środka i ugościli ją. Pamiętam jednak też komentarze prababci po powrocie, o tym że pamięta tam każdy kamień, ale jednak to już nie jest ta sama Łemkowyna. Myślę, że była tym trochę rozczarowana – czas zrobił swoje z naszą małą Ojczyzną…
PAMIĘĆ. W jaki sposób kultywujecie pamięć po swoich przodkach?
Oksana Graban-Lichtańska: Zbieram historie o moich przodkach i innych Łemkach, bo choć każdy przeszedł nieco odmienną ścieżkę, to wszyscy podzielili ten sam los – wygnanie. Część deportowana była wcześniej na tereny USSR, pozostałych wysiedlono w przeciwnym kierunku na poniemieckie ziemie w ’47, jeszcze inni pozostali na emigracji, gdzie musieli wyjechać za chlebem. Tylko pojedynczym rodzinom udało się pozostać, a garstce powrócić. Nie da się tego odbudować, przywrócić tamtego świata, ale można ocalić to, co pozostało i nadać temu nową formę. Dlatego tak ważna jest pamięć, zbieranie historii i przekazywanie ich dalej, opowiadanie młodszemu pokoleniu o tym, skąd pochodzimy, jakie są nasze tradycje, jak nasi przodkowie mówili, śpiewali, modlili się… Ochrona i przekazywanie wartości kulturowych to mój sposób na kultywowanie pamięci o moich przodkach.
Natalia Ciołka: Rozmawiam ze starszymi ludźmi o ich historii, zapisuję rozmowy. Niektórych z tych osób już wśród nas nie ma. Dlatego tak ważne jest, by zebrać w porę to co istotne, aby pamięć po nich pozostała. Gdy spotykam się z babcią nagrywam stare łemkowskie pieśni. To ona zaraziła mnie miłością do śpiewu zarówno cerkiewnego, jak i tradycyjnego. Jako mała dziewczynka śpiewałam z babcią liturgie w jej parafii, a po nabożeństwach kontynuowałyśmy celebrację niedzieli śpiewając, w okresie świątecznym – kolędy czy pieśni paschalne, a w normalne dni – tradycyjne pieśni ludowe. W tym roku, w lutym udało mi się wystąpić w murach Uniwersytetu Wrocławskiego z łemkowskimi kolędami, których nauczyła mnie moja babcia. W repertuarze znalazła się też kolęda, którą moja prababcia śpiewała babci do kołyski. Mój sposób na kultywowanie pamięci to przekazywanie wartości wynikających z kultury łemkowskiej i dzielenie się nimi z szerszym gronem, świadectwo żywej wiary, która została mi przekazana przez przodków i modlitwa za nich. Jestem pewna, że właśnie tego ode mnie oczekują.
Daria Kuziak: Kultywuję pamięć o przodkach każdą swoją myślą oraz wypowiedzianym w języku łemkowskim zdaniem. Tym, że na co dzień przez drobne czynności dbam o kultywacje tego, co łemkowskie. Naszym największym podziękowaniem dla przodków może być moim zdaniem przede wszystkim pamięć o nich i dbanie o to, by kultura łemkowska nie zaniknęła. W 2018 roku brałam udział w projekcie „Łemkowie nad Odrą”, gdzie wykonywałam z przyjaciółkami przekazaną mi przez prababcię pieśń „Під дубиною” (‚Pod dębiną”). W warstwie elektronicznej można usłyszeć jej głos, to piękna pamiątka.
Ostatnie półtora roku poświęciłam na pracę nad projektem „мало не быти” („miało nie być) tworzonym przez zespół н’лем folk (ne lem folk/nie tylko folk), do którego należę. Motywem przewodnim projektu jest Akcja Wisła i listy, które Łemkowie wysyłali do swych rodzin mieszkających w USA. Listy te były publikowane w gazecie „Karpacka Ruś” wydawanej przez organizację „Lemko Sojuz”. Dzięki temu uwiecznieniu mamy do nich dostęp do dziś. Jest to niezwykle żywa relacja tamtych wydarzeń, bardzo intymna. Starsi ludzie po latach opowiadają historie z pewnym dystansem, znając ciąg dalszy historii i wiedząc że Akcja Wisła nie doprowadziła do całkowitego zniszczenia kultury łemkowskiej. Pisząc listy nie wiedzieli co będzie, jest w nich dużo strachu i smutku. To naprawdę niesamowity materiał. Listy we fragmentach usłyszeć można w naszych utworach, a w całości przeczytać w książce „Переселили нас мусово” („Przesiedlili nas na siłę”) Jerzego Starzyńskiego.
TERAŹNIEJSZOŚĆ. Czym obecnie się zajmujecie? Czy jesteście zaangażowane w projekty popularyzujące historię i kulturę łemkowską?
Oksana Graban-Lichtańska: W łemkowskim środowisku prowadziłam wiele projektów społeczno-kulturalnych, głównie edukacyjnych, wydawniczych i medialnych. Większość we współpracy ze Stowarzyszeniem Lemko Tower oraz Fundacją Stara Droga, a także partnersko z innymi organizacjami. Cyklicznymi projektami, które przez lata koordynowałam i współtworzyłam, były łemkowskie media internetowe Radio Lemko i Lemko TV, festiwal Łemkowska Watra w Ługach, a także Faj po swomu – edukacyjny projekt językowy, za który zostałam wyróżniona w konkursie Narodowego Centrum Kultury “Odkryj Swój Skarb”. Znajomość kilku języków słowiańskich, które poznałam podczas studiów – ukraińskiego, rosyjskiego, bułgarskiego i czeskiego – dała mi szerokie spojrzenie na język łemkowski, różnice i podobieństwa, bogactwo i potrzebę jego ocalenia. Dlatego też prowadziłam lekcje łemkowskiego, a także zainicjowałam kilka projektów wydawniczych, m.in. rozmówki polsko-łemkowskie “Porozmawiajmy po łemkowsku”, dwujęzyczne wydania “Opowiadań i humoresek łemkowskich” Teodora Kuziaka, autorskie bajki “Opowieści babci Tekli” czy książkę z płytą “Śpiwanoczky pro ditoczky” z piosenkami dla najmłodszych. Współtworzyłam czasopismo edukacyjne dla dzieci “Lemkoland” oraz bajki animowane po łemkowsku. Byłam lektorem w pierwszych łemkowskich audiobookach, m.in. w przekładach “Kubusia Puchatka” i “Małego Księcia”.
Natalia Ciołka: Należę do redakcji Radio Lemko – tworzę autorskie audycje o szeroko pojętej kulturze Łemków. W latach 2013-2017 koordynowałam łemkowski zespół muzyczny PRYPADOK, którego pięcioletnia działalność została zwieńczona płytą. Występuję również solowo i planuję w niedalekiej przyszłości kolejne koncerty popularyzujące łemkowską muzykę ludową. Ważne miejsce w moim życiu zajmuje muzyka cerkiewna. Obecnie śpiewam w chórze cerkiewnym w parafii, do której należę. W wolnym czasie piszę teksty inspirowane prawosławiem pod muzykę rap. Utwory można znaleźć na kanale youtube RapOrth. Najważniejsze jednak dla mnie jest kultywowanie wiary przodków, aktywne uczestniczenie w życiu liturgicznym. To wiara dała im tyle siły. Staram się czerpać z tego samego źródła co oni.
Daria Kuziak: Na co dzień jestem nauczycielką w państwowych szkołach muzycznych we Wschowie i Głogowie, uczę przedmiotów ogólnomuzycznych. Praca z młodzieżą dodaje mi skrzydeł. Staram się również komponować utwory zgodnie ze swoim kierunkiem studiów. W swojej twórczości często nawiązuję do ukochanego przeze mnie folkloru łemkowskiego. Wiele moich utworów inspirowanych Łemkowyną było już wykonanych, wciąż jednak czekam na wykonanie najważniejszego z nich – łemkowskiej opery „Hołos”, która skomponowałam w ramach swojego dyplomu licencjackiego. W 2016 roku zdawałam maturę z języka łemkowskiego. Przez 11 lat byłam członkinią Łemkowskiego Zespołu Pieśni i Tańca „Kyczera”. Obecnie współtworzę, jak już wspomniałam, muzykę z zespołem н’лем folk. Występuję także w duecie z Olgą Starzyńską. Nasz debiut miał miejsce w Rzymie, gdzie miałyśmy okazję zaprezentować naszą kulturę podczas wydarzenia promującego wydanie tomiku łemkowskiej poezji w języku włoskim. Przez lata studiów angażowałam się w różne inicjatywy skierowane do młodzieży łemkowskiej, a także współtworzyłam kampanię „Я Лемко” („Ja Lemko”) zachęcającą Łemków do deklarowania swej narodowości w Spisie Powszechnym 2019.
Co czujecie, kiedy myślicie o kolejnej rocznicy przesiedlenia?
Oksana Graban-Lichtańska: Mam poczucie straty. Myślę o utraconej szansie moich przodków na spokojne życie, w ukochanych górach. O ziemi, lasach i gospodarstwie, na które ciężko pracowali. O ich relacjach z przyjaciółmi i krewnymi, słabnących przez rozproszenie. O elementach tradycji, których już nikt nie pamięta, słowach zastępowanych polonizmami, zarośniętych chaszczami wioskach, wyburzonych cerkwiach i powalonych nagrobkach. Nie myśli się o tym na co dzień, bo trudno byłoby z tym żyć. A trzeba żyć i myśleć pozytywnie, by mieć siłę do działania, by ochronić to, co jeszcze się da, by tworzyć dzisiejszą Łemkowynę choćby daleko poza jej granicami.
Natalia Ciołka: Jestem dumna z bycia częścią moich przodków i dziękuję im za to, że jestem tym, kim jestem, że mogę dzielić się ze światem piękną i bogatą kulturą i mieć realny wpływ na jej rozwój.
Daria Kuziak: Smutek, że to co utracone już nie powróci, ale też wdzięczność i radość, że nadal jest co kultywować. Cieszę się i dziękuję rodzicom za to, że wychowywali mnie w domu pełnym łemkowskiego języka, śpiewu i tradycji. Nie wiem kim bym była bez tego, moja łemkowskość w pewnym sensie mnie definiuje.
Gdyby wasi dziadkowie lub pradziadkowie żyli, co byś im powiedziała?
Oksana Graban-Lichtańska: Pytałabym. O to wszystko, o co nie mogę zapytać dziś. Chciałabym ich lepiej poznać. Ale tę ludzką stronę, ich emocje, radości i smutki, pragnienia i żale, bo tego nie dowiem się z książek czy opowieści „z drugiej ręki”. Podziękowałabym im. Za to, że byli wierni tradycji, która jest zapisana w DNA młodszego pokolenia, nawet wychowanego daleko od rodzimej ziemi. Za przepiękne łemkowskie pieśni, chwytające za serce i jednoczące w śpiewie pozornie dalekich sobie ludzi. Za to, że mówili po łemkowsku do swoich dzieci i dane mi było się go nauczyć. Za wytrwałość i powrót na Łemkowszczyznę, bo dzięki temu mogłam się tam urodzić i wychować.
Daria Kuziak: Mam babcię, z którą wciąż mogę porozmawiać. Jak chodzi o innych przodków to na pewno podziękowałabym za trud który włożyli, dzięki czemu my dziś mamy w sercach Łemkowynę, o którą możemy dbać. Chciałabym wiedzieć też skąd brali siłę oraz poznać te historie których nie zdążyli lub nie chcieli opowiadać. Mam jednak świadomość, że żadne opowieści nie są w stanie odwzorować tego jak naprawdę się czuli przez większość swojego życia.
Rozmawiała Maria Kozan



Zachęcamy do obejrzenia zdjęć z archiwum Marii Kozan.















