
Na tropie zaginionego archiwum
Prowadząc badania we lwowskim archiwum, dr Magdalena Gibiec napotyka dwie nietypowo oznaczone teczki. Zaintrygowana, wypożycza je, nie wiedząc jeszcze, że ta decyzja całkowicie zmieni kształt jej badań i zaowocuje publikacją w prestiżowym wydawnictwie naukowym Routledge.
Z dr Magdaleną Gibiec z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego, autorką monografii pt. „Organisation of Ukrainian Nationalists on Emigration. Its Formation and Transnational Connections in 1929–1934”, która właśnie się ukazała, rozmawiamy o tym, co odkryła na Ukrainie.
Ewelina Kośmider: Właściwie historia Pani książki zaczęła się w 2017 roku, ostatniego dnia wielomiesięcznej kwerendy w Centralnym Państwowym Archiwum Historycznym we Lwowie. I zaczęła się sensacyjnie…
Dr Magdalena Gibiec: Pojechałam na Ukrainę z myślą o innym temacie, dotyczącym polskiej polityki narodowościowej na terenie Galicji Wschodniej w okresie międzywojennym, który realizowałam w ramach studiów doktoranckich. Podczas kwerendy, przeglądając zespół Sądu Apelacyjnego we Lwowie, natrafiłam na dokumenty związane ze sprawą zamachu na ministra spraw wewnętrznych II RP Bronisława Pierackiego, który miał miejsce w 1934 roku. Były to dwie nietypowo oznaczone teczki, które nie pasowały do pozostałych sygnatur dotyczących kwestii administracyjnych Sądu.
Od początku wiedziała Pani, z jak istotnymi dla badacza historii relacji polsko-ukraińskich dokumentami ma Pani do czynienia?
Złożyłam wniosek o udostępnienie mi jednostek i jak się okazało, według dołączonej ewidencji, prawdopodobnie nikt ich wcześniej nie przeglądał. Od pierwszej strony wiedziałam, że to musi być tak zwane Archiwum Senyka, które powszechnie było wówczas uznawane za zaginione. Nie miałam jednak wówczas szczegółowej wiedzy na jego temat.
Czym jest Archiwum Senyka?
To zbiór korespondencji wymienianej między najważniejszymi działaczami Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów przebywającymi na emigracji przez 5 lat – od 1929 do 1934 roku. Przede wszystkim pomiędzy przywódcą OUN, Jewhenem Konowalcem, a jego najbliższymi współpracownikami. Archiwum było przechowywane w domu jednego z działaczy OUN Omelana Senyka, a po jego aresztowaniu w Pradze dostało się w ręce Polaków dzięki krótkotrwałej wywiadowczej współpracy polsko-czechosłowackiej w latach 30. Nie od razu władze dostrzegły jego istotność (uważano, że jest to dosłowne archiwum bez związku z teraźniejszością) – bardzo długo przechodziło z rąk do rąk, aż w końcu zostało przekazane do tłumaczenia. Niestety cały proces trwał zbyt długo. Mówię „niestety”, ponieważ w Archiwum Senyka znajdował się dowód na to, że ukraińscy nacjonaliści planują zabójstwo ministra Pierackiego. Odkryto to jednak już po fakcie. Pozyskanie dostępu do Archiwum nie zmieniło więc biegu wydarzeń, ale posłużyło podczas procesu sądowego, w którym jednym z oskarżonych był Stepan Bandera. Muszę podkreślić, że natrafiłam we Lwowie na kopię archiwum, zawierającą dokumenty przetłumaczone na język polski i wyselekcjonowane pod kątem przydatności w procesie sądowym w sprawie zabójstwa ministra Pierackiego. Jest to około 700 listów, czyli 1500 stron. Nie wiemy, ile stron liczyło całe Archiwum i co się stało z oryginałami; część zapewne została spalona przez nacjonalistów ukraińskich, a część zaginęła.
Jaka jest historia poszukiwań Archiwum Senyka?
Przez lata zarówno polscy, jak i ukraińscy historycy zastanawiali się, czy Archiwum Senyka w ogóle istniało, a jeżeli tak, czy było prawdziwe, a może zostało spreparowane na potrzeby procesu. W toku mojego prywatnego śledztwa okazało się, że część historyków nieoficjalnie wiedziała, że Archiwum Senyka znajduje się we Lwowie, jednak było ono niedostępne dla badaczy. Zostało utajnione, a ślad po tym stanowi dołączona do teczki kartka z informacją, by nie wydawać tych materiałów do 2030 roku. Jednak prawdopodobnie około 2010 roku pracownicy archiwum uznali, że nie ma przeszkód, aby te materiały udostępnić czytelnikom.
Co czuje historyk, natrafiając na dokumenty, które przez dziesięciolecia nie były dostępne?
Przede wszystkim miałam szczęście, że nikt przede mną na nie natrafił na te sygnatury. Po drugie, towarzyszyło mi podekscytowanie nowym materiałem badawczym o tak dużym znaczeniu. Ale także obawa, czy uda mi się odpowiednio wykorzystać zgromadzony materiał. Po konsultacjach, m.in. z promotorem prof. Grzegorzem Hryciukiem, a także z prof. Włodzimierzem Mędrzeckim, zdecydowałam się zawiesić dotychczasowe badania i całą energię poświęcić na zbadanie Archiwum Senyka i zrozumienie działalności Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów funkcjonującej na emigracji, co nie było dotychczas przedmiotem szerszych badań. Mam nadzieję, że to się udało.
W jaki sposób odnaleziona korespondencja pozwala zrozumieć tworzący się w okresie międzywojennym ukraiński nacjonalizm?
Wydaje mi się, że obawy osób, które zdecydowały się na utajnienie Archiwum Senyka, były bezpodstawne. Kiedy przeanalizowałam materiały, uznałam, że nie zmieniają znacząco naszej wiedzy na temat działalności ukraińskich nacjonalistów, ponieważ badania te są już mocno zaawansowane zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie. Istotne jest jednak to, że odkryte listy pozwoliły mi wniknąć w głąb tej organizacji, zajrzeć za kulisy jej funkcjonowania. Korespondencja była głównym sposobem komunikacji pomiędzy ukraińskimi nacjonalistami, którzy mieszkali zarówno w Ameryce Północnej, jak i w wielu państwach europejskich. Listy wymieniali między sobą najbliżsi współpracownicy; nadawcy pisali do zaufanych osób i wyrażali tam swoje pierwsze przemyślenia, nie przetworzone pod wpływem czasu. Dokumenty te pozwoliły mi na nową interpretację poszczególnych wydarzeń, a także analizę tego ruchu z innej perspektywy – jego kluczowych postaci; piszących o swoich doświadczeniach i przeżyciach na bieżąco.
Na czym polegała działalność tej części Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, która przebywała za granicą?
Nacjonaliści ukraińscy mieli dwa główne cele. Pierwszym była konsolidacja pod swoim przywództwem ukraińskiej emigracji, która w okresie międzywojennym była mocno rozproszona. Drugim celem natomiast był lobbing polityczny. Nacjonaliści próbowali wykorzystać dynamicznie zmieniającą się sytuację na arenie międzynarodowej oraz relacje pomiędzy poszczególnymi państwami, aby zdobyć poparcie dla sprawy ukraińskiej i zyskać sojuszników w przyszłej walce o niepodległość. W tym celu nawiązywali kontakty z politykami różnych ugrupowań, intelektualistami, dziennikarzami, a także próbowali wpływać na międzynarodową opinię publiczną, chociażby poprzez publikację biuletynów w językach obcych. Pod tym względem ich działalność była szczególnie nastawiona na państwa Europy Zachodniej i Ligę Narodów. Udało im się osiągnąć te cele tylko w ograniczonym zakresie, ale z pewnością ta część ich działalności jest warta uwagi.
Bardzo zaskakujące jest to – o czym pisze Pani w książce – że Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów współpracowała nie tylko z niemiecką Abwehrą, ale także z sąsiadami Polski – Litwą i Czechosłowacją. Co chciano przez tę współpracę osiągnąć?
Cele były różne, w zależności od państwa. Po pierwsze, zgodnie z powiedzeniem „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”, dla wszystkich tych państw kluczową rolę odgrywała możliwość destabilizacji państwa polskiego. Ale to działało w obie strony. Nacjonaliści ukraińscy mieli dostarczać np. informacji wywiadowczych w zamian za wsparcie czy korzyści materialne. Zarówno Niemcy, jak i Litwa w różnych okresach wspierały OUN finansowo. Czechosłowacja z kolei była dla nich miejscem schronienia, mogli tam w miarę swobodnie funkcjonować i organizować szersze spotkania.
W książce porusza też Pani wątek przerzucania przez członków OUN przez Czechosłowację broni czy też materiałów wybuchowych, które posłużyły do zamachu na ministra Pierackiego i innych akcji dywersyjnych.
Tak, tutaj także Czechosłowacja odegrała istotną rolę. Zazwyczaj przerzucano broń przez Cieszyn lub góry. Częściowo także przez Wolne Miasto Gdańsk z Niemiec. Tym szlakiem przeprawił się zresztą Mykoła Łebed, który był odpowiedzialny za przygotowanie zamachu na Pierackiego, ale udało się go zatrzymać i stanął przed sądem. Warto dodać, że część ukraińskich nacjonalistów odbywała szkolenia wojskowe na terenie Wolnego Miasta Gdańska i w Niemczech.
A ile wiedzieli Niemcy o działaniach OUN? Czy Rzesza Niemiecka była sojusznikiem ukraińskich nacjonalistów? Są różne opinie na ten temat, ale wydaje się, że OUN i sprawa ukraińska były traktowane przez Rzeszę instrumentalnie.
Współpraca ukraińsko-niemiecka stanowi skomplikowane zagadnienie. OUN nie była jedyną ukraińską organizacją emigracyjną działającą na terenie Niemiec – silna była też grupa podporządkowana hetmanowi Pawłowi Skoropadskiemu. Organizacje te rywalizowały między sobą o wsparcie różnych kół politycznych w Niemczech, co dawało Rzeszy pole do stosowania instrumentalnej polityki wobec nich. Na pewno istniało podobieństwo ideologiczne pomiędzy nazistami a ukraińskimi nacjonalistami, ale wsparcie dla OUN docierało także przed dojściem Hitlera do władzy. Byłabym jednak ostrożna z twierdzeniem, że była to współpraca ścisła i stojąca na wysokim poziomie. Opierała się ona raczej na osobistych kontaktach niż systemowym wsparciu Niemiec.
Tuż przed podpisaniem paktu o nieagresji pomiędzy Rzeszą a Polską Jewhen Konowalec, stojący na czele OUN, został zaproszony do siedziby Göringa, gdzie Niemcy przedstawili mu swoje żądania, co do dalszych aktywności tej organizacji. Interesujące jest to, że Rzesza chciała, aby ukraińscy nacjonaliści zmniejszyli działania dywersyjne na terenie Polski, a skupili się na Rumunii i Czechosłowacji…
… a mimo to zabójstwo ministra Pierackiego zostaje przeprowadzone. Tutaj dochodzimy do kwestii podziału pomiędzy nacjonalistami ukraińskimi znajdującymi się na emigracji i tymi działającymi na terenie II Rzeczpospolitej. Konflikt między obiema grupami był silny, co zresztą ostatecznie zaowocowało podziałem tego ruchu w 1940 roku na OUN-M i OUN-B. Ale ten rozłam istniał już od samego powstania Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Był to konflikt przede wszystkim pokoleniowy. Mamy więc „starych” – doświadczonych emigracyjnych działaczy, którzy brali udział w walkach w czasie I wojny światowej i po jej zakończeniu oraz tworzyli zręby ukraińskiego nacjonalizmu, oraz „młodych” – krajowych działaczy OUN znajdujących się bezpośrednio na terenie „okupanta”, bardzo zradykalizowanych i obwiniających starszych o porażkę walk o niepodległość. Ci pierwsi przyjęli bardziej pragmatyczny model działania, polegający na lobbingu politycznym i ocenie tego, co mogliby uzyskać na arenie międzynarodowej. Nie wiadomo, dlaczego doszło do zamachu na ministra Pierackiego mimo żądań ze strony niemieckiej, by działania dywersyjne na terenie Polski wstrzymać. Można przypuszczać, że młodzi, wbrew zaleceniom, postanowili ten zamach przeprowadzić. Być może też Konowalec, zdając sobie sprawę z napiętej sytuacji pomiędzy obiema grupami, nie chcąc tracić ich zaufania, zgodził się na zamach.
Czy myśli Pani, że gdyby nie rozłam pomiędzy tymi dwoma frakcjami: OUN-M i OUN-B, możliwy byłby inny scenariusz w 1943 roku na Wołyniu? Czy gdyby frakcja „emigracyjna” miała większy wpływ na frakcję przebywającą na terenie Galicji Wschodniej, historia potoczyłaby się inaczej?
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ale istnieje taka możliwość. Podział na OUN-M i OUN-B był m.in. konsekwencją zabójstwa Jewhena Konowalca w 1938 roku. Absolutnie nie chcę usprawiedliwiać działaczy emigracyjnych; w kontekście nastawienia wobec Polaków kierowali się raczej pragmatyzmem, a nie kwestiami moralnymi. Konowalec przy wielu okazjach, jak pokazuje między innymi korespondencja znajdująca się w Archiwum Senyka, wskazywał, że przeprowadzanie różnego rodzaju antypolskich akcji na terenie Rzeczpospolitej nie było mu na rękę, ponieważ utrudniało jego działania na arenie międzynarodowej. Uważał także, że działalność terrorystyczna nie powinna być celem OUN. Zdarzały się nawet sytuacje, kiedy wprost odcinał się od działalności ukraińskich nacjonalistów na terenie Galicji Wschodniej. Trudno jednak przewidzieć, jak zachowałby się w obliczu wybuchu wojny. Tym bardziej, że sytuacja między Polakami i Ukraińcami w II RP była coraz bardziej napięta, a jego autorytet wśród młodych działaczy OUN spadał.
Obecnie, z uwagi na sytuację polityczną tematy badawcze dotyczące historii polsko-ukraińskiej wydają się być trudne…
Jest to temat wywołujący wiele kontrowersji, jednak uważam, że badania historyczne nie powinny być podporządkowane sytuacji politycznej. Starałam się nie patrzeć na zagadnienie nacjonalizmu ukraińskiego z perspektywy polskiej czy ukraińskiej, a zrozumieć różne punkty widzenia. Przede wszystkim potraktowałam OUN jako interesujący przykład organizacji, która po porażce zmagań o niepodległość starała się uzyskać różnego rodzaju wsparcie na arenie międzynarodowej przez budowanie sieci kontaktów i lobbing polityczny. I to mnie najbardziej interesowało: do jakiego stopnia im się to udało, w jaki sposób funkcjonowali, jakie relacje udało im się nawiązać… Moim celem było rzetelne zbadanie ich działalności, a ocenę moralną pozostawiam czytelnikom.
Jakie są Pani kolejne plany badawcze?
Po pierwsze chciałabym, aby książka ukazała się również w języku polskim. Mam nadzieję, że uda się opublikować ją jeszcze w tym roku. Na pewno nie zamykam badań nad działalnością ukraińskich nacjonalistów. Archiwum Senyka otworzyło nowe pola badawcze również w kontekście relacji polsko-ukraińskich. Obecnie planuję skupić się na badaniach porównawczych pomiędzy dwoma zabójstwami – ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego i króla Jugosławii Aleksandra I, które miały miejsce w tym samym roku. Wydarzenia te będą stanowić punkt wyjścia do analizy rozwoju nacjonalizmu wśród mniejszości narodowych i eskalacji przemocy w okresie międzywojennym.



