Logo Uczelnia Badawcza
Logo Arqus
Logo Unii Europejskiej
młody mężczyzna w jasnosiwej marynarce i niebieskiej koszuli, w okularach, trzyma w rekach książkę
fot. Dominika Hull-Bruska

Sympatia, wrogość, koegzystencja, współzależność? – o stosunkach politycznych między Stanami Zjednoczonymi a Kubą

Fidel Castro swego czasu lubił powoływać się na konstytucję Stanów Zjednoczonych, a rewolucja kubańska znajdowała sympatyków w północnoamerykańskim społeczeństwie. Kennedy najpierw pragnął „pokojowej rewolucji”, a później poparł próby obalenia rządu kubańskiego.

O dynamice konfliktu pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Kubą w okresie „zimnej wojny” rozmawiamy z dr.  Krzysztofem Siwkiem z Instytutu Historycznego UWr, autorem książki „The Political Coexistence of the United States with Cuba, 1961-1975” opublikowanej przez wydawnictwo Routledge.

Ewelina Kośmider: Jakie są źródła kubańskiego antyamerykanizmu? W czasie, kiedy Kuba walczyła o swoją niepodległość od Hiszpanii pod koniec XIX w., Stany Zjednoczone wydawały się jej sojusznikiem, wzięły udział w wojnie przeciwko Hiszpanii.

Dr Krzysztof Siwek: Antyamerykanizm w obszarze karaibskim i w Ameryce Łacińskiej wiąże się bezpośrednio z początkiem relacji ze Stanami Zjednoczonymi i dość specyficzną formą północnoamerykańskiej ingerencji w sprawy zachodniej półkuli. Wspomnę tutaj chociażby doktrynę Monroego z początku XIX wieku, która z jednej strony nominalnie miała zachodnią półkulę chronić przed kolonializmem i imperializmem europejskim, ale przerodziła się w ciągu kilkudziesięciu kolejnych lat de facto w narzędzie północnoamerykańskiej hegemonii nad republikami południowoamerykańskimi. Prowadząc tę politykę, Stany Zjednoczone często używały bardzo protekcjonalnego języka, twierdząc że działają w interesie zabezpieczenia niepodległości bądź praw narodów i państw, które powstały po rozpadzie imperium hiszpańskiego, tak jak w przypadku Kuby. Natomiast za tym kryły się oczywiście zamiary związane z utrzymywaniem władzy politycznej czy gospodarczej, bo narzędziami gospodarczymi Stany Zjednoczone posługiwały się równie sprawnie jak militarnymi czy dyplomatycznymi. Hegemonia Stanów Zjednoczonych i fakt że włączyły się do wojny o niepodległość Kuby z jednej strony zostało zapamiętane na tej wyspie jako istotny, pozytywny wkład, ale niemal od razu zrodził się z tego samego źródła odruch krytyczny, opozycyjny w stosunku do tego kraju. Natomiast warto jeszcze wspomnieć o jednej, istotnej postaci związanej z kubańskim ruchem narodowowyzwoleńczym.

Chodzi o José Martíego?

Tak, José Martí to był ktoś więcej niż tylko i wyłącznie poeta. To był  duchowy przywódca kubańskiej wojny o niepodległość. Niemalże od samego początku udziału Stanów Zjednoczonych w wojnie z Hiszpanią wyrażał obawy związane z tym, jakie będą następstwa północnoamerykańskiego zaangażowania. Nie bez powodu Fidel Castro bardzo często odwoływał się do dziedzictwa José Martíego  jako pewnego rodzaju politycznej kontynuacji jego wizji niepodległej Ameryki Łacińskiej. Chciał być wykonawcą niepisanego testamentu Martiego, ale w warunkach drugiej połowy XX stulecia.

Co spowodowało, że Kuba ostatecznie podążyła w kierunku komunizmu?

W okresie zimnej wojny komunizm dla Kubańczyków i dla kubańskiej klasy politycznej stawał się z jednej strony powodem do niepokoju, ale dla wzrastającej w siłę kubańskiej klasy średniej był z drugiej strony nadzieją na przeciwstawienie się dominacji Stanów Zjednoczonych. Ostatecznie, nie chodziło jednak wyłącznie o ideologię komunistyczną, ale o geopolityczną kalkulację, że nominalnie socjalistyczna Kuba znajdzie oparcie w Związku Sowieckim, który był rywalem USA. Była to zatem dość logiczna droga przezwyciężania hegemonii i protekcjonizmu północnoamerykańskiego w stosunku do Kuby i amerykańskiej dominacji gospodarczej na wyspie. Stąd też szukano inspiracji nie tyle w samym komunizmie, ile w siłach politycznych, które były radykalne społecznie i wywrotowe oraz zapowiadały zmianę ustroju, zmianę systemu gospodarczego i zerwanie tej, jak uważano, krzywdzącej dla Kubańczyków zależności od Ameryki Północnej. Po drugiej wojnie światowej taką siłę widziano w komunistycznym bloku wschodnim, ale droga Fidela Castro (który początkowo uważał siebie przede wszystkim za nacjonalistę) do współpracy z ZSRR była od początku niełatwa, a również potem pełna sporów i rozłamów ideologicznych. Można tutaj dodać jeszcze jeden bardzo ciekawy wątek dotyczący okresu sprzed II wojny światowej, o którym wspominałem w książce, kiedy to na Kubie pojawiały się organizacje o charakterze radykalnym, odwołujące się przecież nie tylko do komunizmu. Bardzo często zapominamy o tym, że niekomunistyczni radykałowie na Kubie czerpali inspirację lub utrzymywali kontakty z ruchami faszyzującymi z południowej Europy, przede wszystkim z Hiszpanii, najbliższej kulturowo Kubańczykom. Nota bene, generał Franco w latach 60. XX w. nierzadko próbował pełnić rolę arbitra w konflikcie Kuba – USA. Zatem nie tylko komunizm, ale wszystko to, co obiecywało wywrócenie porządku gospodarczego, społecznego, politycznego, spotykało się z zainteresowaniem tych grup społecznych na Kubie, które liczyły na poprawę warunków socjo-ekonomicznych i osłabienie dominacji USA.

Zmiana nadchodzi pod koniec lat pięćdziesiątych w postaci rewolucji kubańskiej. Do władzy dochodzi Fidel Castro.

Co do którego, co warto powiedzieć, Stany Zjednoczone nie były od samego początku wrogo usposobione. Wręcz przeciwnie, upadek reżimu Fulencio Batisty został przyjęty w Waszyngtonie z dużą ulgą, dlatego że Stany Zjednoczone liczyły na poprawę swojego wizerunku na świecie jako państwa antykolonialnego, antyimperialistycznego. W warunkach zimnej wojny USA rywalizowało na tej płaszczyźnie z drugim mocarstwem światowym, jakim był wówczas Związek Sowiecki oraz częściowo również z komunistycznymi Chinami. Te państwa także obiecywały emancypację, wyzwolenie, rewolucję społeczną. Stany Zjednoczone, często oskarżane o wspieranie dyktatur, i to zresztą nie tylko w tamtym okresie­, czuły się zobowiązane do tego, żeby stać się orędownikiem pozytywnej zmiany w formie – jak to później nazwał prezydent Kennedy – „pokojowej rewolucji”.  Amerykanie byli  przekonani, że może się ona dokonać drogą liberalno-demokratyczną zmierzającą do budowy gospodarki opartej na rynku, na konkurencji, ale też na sprawiedliwości społecznej. W każdym razie to był jeden z głównych ideologicznych fundamentów programu administracji Kennedy’ego Sojusz dla Postępu (Alliance for Progress).

Niektórzy lewicowi amerykańscy politycy, historycy i socjologowie, ale też i część amerykańskiego społeczeństwa na początku sympatyzowała z rewolucją Fidela Castro?

Oczywiście. To jest wątek o tyle ciekawy, że Fidel Castro w roku 1959, jeszcze przed zaostrzeniem się stosunków amerykańsko-kubańskich, lubił powoływać się na amerykańskich „Ojców Założycieli”, na Abrahama Lincolna i na konstytucję Stanów Zjednoczonych jako wzór dla własnego kraju, ustrojowy model porządku politycznego i społecznego. Wówczas Castro stanowczo odcinał się jeszcze od socjalizmu czy komunizmu. Zresztą doradcy prezydenta Kennedy’ego w latach 60. komentowali: nasz naród został zbudowany przez rewolucję i Kubańczycy budują swoją przyszłość drogą rewolucji.  Jako orędownicy postępu, jakie mamy prawo występować przeciwko kubańskim rewolucjonistom podobnie głoszącym postęp, demokrację i samostanowienie?

Od momentu dojścia Castro do władzy, czyli od roku 1959, aż do rozpoczęcia prezydentury przez Kennedy’ego w roku 1961 Kuba była obserwowana przez administrację USA. Dopiero po 1961 roku przyjęto bardziej ostrą politykę wobec wyspy zgodnie z decyzją Kennedy’ego. Mówi się, jak Pan pisze w książce, że taka postawa była błędem?

O błędy można obwiniać zarówno stronę kubańską, jak i stronę amerykańską. Nie zapominajmy, że to nie tylko Stany Zjednoczone obserwowały, co dzieje się w tamtym czasie na Kubie i w Ameryce Łacińskiej. Robiły to także inne siły polityczne na całym świecie, ze Związkiem Sowieckim na czele. To nie znaczy, że Nikita Chruszczow już w tamtym czasie, kiedy Fidel przejmował władzę, liczył na to, że zbuduje na wyspie coś na kształt sowieckiego lotniskowca, który uzbrojony po zęby będzie czekał przy wybrzeżu amerykańskim, gotowy zawsze pełnić rolę „straszaka” przeciwko USA. Wręcz przeciwnie, Sowieci w tamtym okresie bardzo ostrożnie podchodzili do tego, co dzieje się na Kubie. Mieli sporą trudność w zdefiniowaniu profilu ideowego i politycznego Fidela Castro, którego uważali za „burżuazyjnego rewolucjonistę”, ale na pewno nie za komunistę, tym bardziej, że on sam siebie nie przedstawiał wówczas jako marksisty. Istnieją jego liczne wypowiedzi z tamtego okresu, w których odżegnywał się od jakichkolwiek związków z komunizmem. Jego rewolucja miała być, przynajmniej w pierwotnym założeniu niekomunistyczna i narodowa, no ale też jednocześnie pozostawała wyraźnie antyamerykańska w swojej wymowie.

Jak to się stało, że Kuba zbliżyła się do ZSRR?

W sytuacji, kiedy zaostrzały się stosunki Stanów Zjednoczonych z Kubą – tak to tłumaczył w każdym razie Fidel Castro – rzeczą wręcz racjonalną było zwrócenie się o pomoc do drugiej strony barykady konfliktu zimnowojennego, czyli poproszenie Związku Sowieckiego o pomoc, co zresztą Sowieci skwapliwie, aczkolwiek nie bez wahań, wykorzystali. Pytanie zasadnicze, na które do dzisiaj nie znamy odpowiedzi, brzmi czy nowe elity władzy, z braćmi Castro na czele i z Ernesto „Che” Guevarą, planowały od samego początku taki rozwój wypadków, który wywołałby wrogą reakcję Stanów Zjednoczonych i uzasadniłby związek Kuby z ZSRR i z komunizmem, czy też było to wynikiem nieuniknionej konfrontacji i wynikającej stąd wymiany ciosów w relacjach Kuba – USA. Dlatego w mojej książce pokazuję, w jaki sposób rozwijała się dynamika tego konfliktu. Pomimo faktu, że zwłaszcza w pierwszych latach antagonizm ten wyglądał niezwykle groźnie i w pewnych okolicznościach, jak kryzys kubański w 1962 roku, mógł skończyć się wybuchem konfliktu nuklearnego na skalę światową, to jednak relacje między Kubą i Stanami Zjednoczonymi zachowywały pewien element wzajemnej samokontroli. Ten mechanizm hamował groźbę niekontrolowanej eskalacji, która mogłaby doprowadzić do przekształcenia zimnej wojny w gorącą, ale z drugiej strony to właśnie ten globalny wymiar ich konfliktu utrudniał zarówno Kubie, jak i Stanom Zjednoczonym drogę do porozumienia.

Kennedy po okresie obserwacji Kuby chciał ostatecznie obalić rząd Fidela. Rozpoczęto operację w Zatoce Świń.

Tak, ale zakończyła się ona niepowodzeniem, ponieważ bezpośredni udział Stanów Zjednoczonych w działaniach na terenie Kuby okazał się niemożliwy ze względów wizerunkowych i politycznych. Było wiele przyczyn, które się na to złożyły. Przede wszystkim, Stany Zjednoczone w tym kluczowym okresie początku lat 60. liczyły na bunt samych Kubańczyków przeciwko Fidelowi. Tylko taki rodzaj rebelii na wyspie Amerykanie byliby gotowi wesprzeć, dlatego że miałaby ona wtedy wymiar moralny, który usprawiedliwiałby bezpośrednie wsparcie amerykańskie dla ruchu na rzecz samostanowienia, emancypacji, wyzwolenia spod dyktatorskiej, komunistycznej władzy zależnej od ZSRR. Natomiast otwarta agresja, czyli uderzenia lotnicze i desant morski Amerykanów na Kubę – a przecież tego rodzaju plany Pentagon wówczas opracowywał – z przyczyn politycznych były po prostu nie do pomyślenia, bo wyspa stanowiła symbol oporu postkolonialnych narodów wobec „imperializmu”, z którym administracja Kennedy’ego nie chciała być żadną miarą kojarzona. Stąd, Stany Zjednoczone miały niejako związane ręce w podejmowaniu bardziej bezpośrednich i jednostronnych działań zbrojnych.

Ale nadzieje Stanów Zjednoczonych na wewnętrzną rewolucję okazały się płonne. Operacja Mangusta polegająca m.in. na inicjowanych przez Amerykanów akcjach sabotażowych na terenie Kuby również poniosła fiasko. Następnym gorącym okresem był tzw. kryzys kubański, jak do niego doszło?

Kontekst samego kryzysu jest bardzo szeroki, bo obejmuje globalny układ sił między blokami oraz przemyślaną strategię sowiecką skierowaną przeciwko interesom USA, podczas gdy Kuba była tutaj tylko punktem zapalnym. Natomiast skupiając się tylko na odcinku amerykańsko-kubańskim, który jest myślą przewodnią w mojej książce, trzeba zaznaczyć, że operacja Mangusta, akcje sabotażowe przeprowadzane przez wywiad amerykański, czy przez organizacje kubańskie wspierane przez amerykańskie służby wywiadowcze, choć miały często agresywną formę, to były wręcz karykaturalnie nieskuteczne w walce z rządem w Hawanie, a ich efektem było tylko umacnianie autorytetu Fidela Castro na wyspie, dające mu podstawę do uzasadnienia jeszcze bliższego związku z Sowietami i z blokiem wschodnim. Mógł wtedy wiarygodnie wykazać przed Kubańczykami, ale także przed całą Ameryką Łacińską, lub swoimi potencjalnymi sojusznikami z Ruchu Państw Niezaangażowanych, że Stany Zjednoczone tak naprawdę nie są mocarstwem antykolonialnym lecz imperialistycznym. Że walcząc z komunizmem, USA zwalczają w istocie ruchy narodowowyzwoleńcze, niezależnie od tego, czy są komunistyczne, czy nie, co mogło usprawiedliwić zwrócenie się Kuby w stronę Moskwy i Pekinu. I w tych warunkach doszło do kryzysu kubańskiego: na wyspie znalazły się sowieckie pociski z bronią nuklearną. To porozumienie z Chruszczowem tłumaczył Castro znowu przede wszystkim zamiarami defensywnymi, nie ofensywnymi. Jeżeli, jak podają źródła amerykańskie, dla Stanów Zjednoczonych podstawowym wówczas celem było odciągnięcie castrowskiej Kuby od związku z ZSRR i nadanie jej neutralnego statusu w zimnej wojnie, to był to cel absolutnie nieosiągalny działaniami prowadzonymi przez administrację USA. Ich skutek musiał być dokładnie odwrotny. Niestety, nie świadczyło to najlepiej o zdolności administracji USA do realnej oceny sytuacji, w dodatku tak blisko własnych granic.

Ale w pewnym momencie ZSRR faktycznie zdystansował się wobec Kuby, dlaczego tak się stało?

Dystans pojawił się w konsekwencji kryzysu kubańskiego. Fidel Castro był wręcz oburzony z powodu warunków kompromisu jaki został zawarty między Kennedym i Chruszczowem jesienią 1962 r., który skutkował wycofaniem sowieckich instalacji nuklearnych z Kuby i zakończeniem amerykańskiej blokady wyspy, ponieważ uważał, że Związek Sowiecki zdradził w tym porozumieniu interesy Kuby, osłabił jej potencjał odstraszający. Zdaniem Castro Moskwa tak naprawdę pilnowała tylko własnych celów geopolitycznych i stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, natomiast nie była autentycznym sojusznikiem Hawany i dlatego nie mogła być traktowana poważnie przez ruchy narodowowyzwoleńcze w Trzecim Świecie. Ten spór mógł bardzo zaszkodzić w tamtym czasie globalnemu wizerunkowi Sowietów jako siły, która walczy z imperializmem i kolonializmem. Nieprzypadkowo, to właśnie wtedy Stany Zjednoczone podjęły pierwsze poważne próby politycznego dialogu z Kubą chcąc zniechęcić Castro do współpracy z ZSRR i ustanowić formę pokojowej koegzystencji. Ale lata 60. to także początek całościowego dialogu między Wschodem i Zachodem, porozumienia między Związkiem Sowieckim i Stanami Zjednoczonymi o zakazie prób nuklearnych, ograniczeniu proliferacji broni atomowej, wreszcie przełom lat 60. i 70. przyniósł odprężenie w stosunkach Wschód-Zachód. I teraz, albo Kuba mogła się w ten proces odprężenia włączyć, co jednak utrwaliłoby jej zależność od ZSRR, lub próbować zachować neutralność wiążąc się z Ruchem Państw Niezaangażowanych, albo też czynnie wesprzeć ruchy narodowowyzwoleńcze na świecie na przekór interesom Waszyngtonu i Moskwy. Bo Sowieci, chcąc osiągnąć swoje cele strategiczne, nie życzyli sobie dodatkowych zadrażnień z USA wywołanych przez kubańskie operacje w Trzecim Świecie. Dlatego w latach 60. i 70. Kuba sprawnie lawirowała – z jednej strony nie chciała zaostrzać zbyt mocno konfliktu z Moskwą, ponieważ utrata wsparcia sowieckiego oznaczałaby de facto rozbrojenie kubańskiego oporu względem USA. Ale z drugiej strony nie mogła też rezygnować z pozycji kraju „antyimperialistycznego” i rewolucyjnego, który skutecznie postawił się Stanom Zjednoczonym. Pamiętajmy, że już w latach 60. Kubańczycy wspierali ruchy rewolucyjne nie tylko w Ameryce Łacińskiej, ale również na innych frontach wojen narodowowyzwoleńczych, chociażby w Afryce. Również z tego powodu administracja USA próbowała, poprzez niejawne kontakty z rządem Castro, rozbroić ten kubański internacjonalizm rewolucyjny nadając Fidelowi neutralny status polityczny, który Amerykanie określali mianem „Tito Karaibów”.  

Właśnie o to chciałam zapytać: co zainspirowało Kubę do przyjęcia roli państwa niosącego kaganek rewolucji państwom Ameryki Łacińskiej i Afryki?

Fidel Castro powiedział, że Kuba jest małym państwem z wielką polityką zagraniczną. Władze kubańskie wychodziły z założenia, że jedyną drogą do powstrzymania ewentualnej agresji Stanów Zjednoczonych jest analogiczna do polityki USA globalna aktywność poprzez tworzenie wielu ognisk zapalnych na świecie, czyli udział w różnego rodzaju konfliktach zbrojnych czy walkach narodowowyzwoleńczych w Ameryce Południowej, Afryce i Azji, które rozproszą uwagę Stanów Zjednoczonych. I rzeczywiście do pewnego stopnia to się udało. W Waszyngtonie bowiem zakładano, że jeśli gdzieś są Kubańczycy, to na pewno są tam także Sowieci lub chińscy komuniści (lub przynajmniej inspirują działania kubańskie), więc w takim wypadku Stany Zjednoczone musiały uważnie ten obszar obserwować, jeżeli nie interweniować, aby zapobiec rozszerzaniu się wpływów komunistycznych, zgodnie z tzw. teorią domina. Wrażliwość USA na tym punkcie bardzo ograniczała elastyczność amerykańskiej polityki okresu zimnej wojny, czego najlepszym przykładem był właśnie stosunek do Kuby.

Dlatego internacjonalizm kubański występował tutaj przeciwko równoległemu internacjonalizmowi Stanów Zjednoczonych. Stany Zjednoczone jako „obrońca wolnego świata” starały się w ciągu lat 60., a także i później, stworzyć wizerunek państwa wspierającego dekolonizację i rozmaite niekomunistyczne ruchy dążące do ustanowienia bardziej demokratycznego czy liberalnego porządku globalnego. Zresztą tak tłumaczono zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w Indochinach, czy interwencję w Republice Dominikańskiej w połowie lat 60., o czym też wspominam w swojej książce. Natomiast Castro w podobny sposób uzasadniał swój własny internacjonalizm, socjalistyczny czy komunistyczny, czy też po prostu kubański, który interesował się w tymi samymi obszarami, gdzie Amerykanie byli obecni.

Internacjonalizm kubański przyniósł na pewno efekty w postaci wzmocnienia pozycji politycznej Kuby względem Stanów Zjednoczonych. Pisze Pan w książce, że od momentu interwencji Kuby w Angoli w 1975 roku Stany Zjednoczone zaczęły bardziej liczyć się z Kubą i traktować Kubę jako partnera politycznego?

Partnera to stanowczo za dużo powiedziane, bardziej uznawanego oponenta, czy tolerowanego antagonistę. Jak już wspominałem, połowa lat 70. to okres odprężenia w relacjach Wschód-Zachód. Henry Kissinger, ówczesny sekretarz stanu USA, liczył na to, że poprawa w stosunkach USA-ZSRR doprowadzi do pewnej stabilizacji, również na odcinkach konfliktów lokalnych, jak kwestia Kuby. Ponieważ jednak odprężenie skutkowało uznaniem przez USA rządu Castro za sojusznika Moskwy, jako elementu globalnej równowagi sił, to administracja USA potraktowała interwencję kubańską w Angoli nie jako samowolne działanie Kubańczyków, tylko jako ruch sowieckiego satelity zagrażający dopiero co osiągniętej równowadze. Dlatego konflikt w Angoli zakończył bardzo ważny epizod zakulisowego dialogu amerykańsko-kubańskiego, który miał miejsce w roku 1975. Fazy niejawnych  kontaktów dyplomatów amerykańskich z kubańskimi powtarzały się zresztą cyklicznie w okresie, o którym piszę w książce. Wspomniałem wcześniej, że już w latach 1963-1964, po kryzysie kubańskim, mieliśmy dość interesującą fazę wstępną kontaktów między Waszyngtonem i Hawaną. Oczywiście nie doprowadziła ona do żadnej trwałej ugody dwustronnej, natomiast wytworzyła pewnego rodzaju praktykę zarządzania napięciem między Stanami Zjednoczonymi i Kubą, którą ja nazywam w książce „zasadami koegzystencji politycznej”. Te zasady były budowane od pierwszych lat konfliktu amerykańsko-kubańskiego. Najwyraźniej jednak przejawiały się w okresach, kiedy nawiązywano bezpośrednie kontakty Waszyngton-Hawana. Amerykanie oczekiwali, że poprzez takie podejście Fidel Castro zamieni się w owego „Tito Karaibów” i status polityczny Kuby będzie zbliżony do Jugosławii, co jednak kłóciło się z jednoczesnym oczekiwaniem USA, że to właśnie Moskwa będzie powstrzymywała antyamerykanizm Fidela w ramach dialogu Wschód-Zachód. Z kolei Castro wychodził z założenia, że jeżeli kubańska „polityka internacjonalistyczna”, jak ją określał, nie będzie konfrontacyjna w stosunku do Stanów Zjednoczonych, to Waszyngton przestanie się po prostu liczyć z Kubą i nie pogodzi się z tym stanem kontrolowanego antagonizmu. Ponadto, Kuba, jako państwo neutralne nie mogłaby liczyć na dotychczasową skalę pomocy ze strony bloku wschodniego. A bez tej pomocy z kolei wróci do statusu „półkolonii” Stanów Zjednoczonych. Taka była logika myślenia kubańskiej klasy politycznej, a w szczególności samego Fidela i jego otoczenia.  

Niemniej, chcę podkreślić, że w mojej książce optykę kubańską potraktowałem raczej drugoplanowo, ponieważ skupiłem uwagę głównie na perspektywie Stanów Zjednoczonych i na tym jak USA zapatrywały się na problematykę relacji z Kubą w aspekcie zarówno dwustronnym, jak i globalnym. Amerykanów nie interesowało, co Kubańczycy robią na wyspie, jeśli chodzi o politykę wewnętrzną, reformę rolną czy nawet nacjonalizację gospodarki. Tym, co wzbudzało ich największy niepokój był status międzynarodowy tego kraju, jako rzecznika rewolucyjnego internacjonalizmu sprzymierzonego z ZSRR, a w efekcie to, jak przykład kubański będzie rzutował na pozostałe kraje Ameryki Łacińskiej i Trzeciego Świata. Czy podważy hegemonię i pozycję Stanów Zjednoczonych na zachodniej półkuli, a może i w skali globalnej? Tutaj był cały zbiór paradoksów występujących w relacjach państw konkurujących o model rewolucji i postępu, który skutkował stanem permanentnego antagonizmu, a zarazem powstrzymywał wojnę, czemu poświęcam zresztą najwięcej miejsca w książce: mieliśmy do czynienia ze sporem ideologicznym i politycznym z jednej strony Stanów Zjednoczonych, jako mocarstwa internacjonalistycznego, a z drugiej strony Kuby, która podążała w zbliżonym kierunku, ale metodami zbrojnej rewolucji i oczywiście w sojuszu z wrogim względem USA mocarstwem. Ostatecznie, to właśnie te czynniki zadecydowały o tym, że do północnoamerykańskiej inwazji na Kubę nie doszło przez cały okres zimnej wojny, a z drugiej strony nie zaistniały również warunki do odbudowania stosunków dyplomatycznych, aż do naszych czasów. Dopiero Barack Obama złożył wizytę na Kubie jako pierwszy urzędujący prezydent Stanów Zjednoczonych od lat 20. XX wieku, ale nastąpiło to już w zupełnie odmiennych okolicznościach międzynarodowych, które nie wymagały podejmowania ani wielkiego ryzyka ani wyrzeczeń po obu stronach.

Z jakich źródeł historycznych Pan korzystał przy pisaniu książki, czy również ze źródeł kubańskich?

Recenzent oceniający książkę mógłby zapytać właśnie o źródła kubańskie. Tych jednak nie ma i na razie być ich nie może, dlatego że dostęp do nich jest wciąż utrudniony. Natomiast we wstępie do mojej książki zaznaczyłem bardzo istotny fakt. Otóż naczelnym architektem polityki zagranicznej Kuby był Fidel Castro, czy też bracia Castro oraz ich otoczenie. Stąd też, jeżeli chodzi o materiały kubańskie, głównym źródłem były dla mnie publiczne wystąpienia przywódcy kubańskiego, lub też jego najbliższych współpracowników. Szczerze mówiąc, nie spodziewam się sensacji po ewentualnym otwarciu kubańskich archiwów. Zazwyczaj, kiedy jakaś instytucja bądź kraj zapowiada otwarcie zbiorów archiwalnych do tej pory utajnionych bądź niedostępnych z różnych względów, badacze spodziewają się wielkich, kopernikańskich odkryć. Rzadko to się zdarzało w ostatnich czasach i w tym wypadku też nie spodziewałbym się wielkiego przełomu. Także i z tego względu, że jak to w dyplomacji bywa, informacje, które były poufne nie były zapisywane, przekazywano je po prostu ustnie. Pamiętajmy, że niezależnie od procesu zmian ustrojowych do jakich doprowadziła rewolucja kubańska rękami braci Castro i Ernesto Guevary, polityka kubańska przez długi okres czasu nie była przesadnie zbiurokratyzowana. Była natomiast w znacznie większym stopniu spersonalizowana niż w przypadku Stanów Zjednoczonych. Dlatego o ile badania nad polityką zagraniczną Stanów Zjednoczonych w oparciu o bogate zespoły archiwalne mają jak najbardziej uzasadnienie, to w przypadku Kuby wydaje się, że personalizm mechanizmów tworzenia polityki tego kraju nie wróży wielkiego odkrycia w archiwach kubańskich.

Dziękuję za rozmowę.

Projekt „Zintegrowany Program Rozwoju Uniwersytetu Wrocławskiego 2018-2022” współfinansowany ze środków Unii Europejskiej z Europejskiego Funduszu Społecznego

NEWSLETTER
E-mail