
Kobieta w świecie muzyki – rozmowa z Joanną Kwapień
„Etnomuzykolog/żka to przede wszystkim badacz/ka, ale też fotograf/ka, archiwista/ka, specjalista/ka od dźwięku, osoba odpowiedzialna za przeprowadzenie wywiadu i zaaranżowanie całej sytuacji – a to wszystko często idzie w parze z rolą podróżnika. W naszej grupie podzieliliśmy się tymi obowiązkami, dzięki czemu każdy z nas miał swoją określoną rolę. Mogliśmy jednocześnie realizować nagrania dźwiękowe, dokumentację fotograficzną, nagrania filmowe, a także przeprowadzać wywiady, nie przerywając ich, co zdecydowanie usprawniło naszą pracę badawczą.”
Pół roku temu wrocławsko-poznańska grupa badawcza etnomuzykologów, pod opieką merytoryczną prof. Bożeny Muszkalskiej i pod przewodnictwem prof. Augusta Schmidhofera z Uniwersytetu Wiedeńskiego, wyruszyła w miesięczną podróż po Madagaskarze. Z okazji jutrzejszego Dnia Kobiet Maria Kozan z Działu ds. Komunikacji rozmawia z Joanną Kwapień, doktorantką Instytutu Muzykologii Uniwersytetu Wrocławskiego, która zabiera nas w niezapomnianą podróż do Malawi i Madagaskaru. Opowiada o swoich badaniach, warsztacie etnograficznym w międzynarodowej grupie badawczej, odkryciach związanych z malgaskimi obrzędami i rytuałami, a także o obserwacji humbaków, lemurów oraz uczestnictwa w Festiwalu Wielorybów. W rozmowie pojawiają się także kobiece inspiracje badawcze i muzyczne, które kształtują etnomuzykolożkę.
Maria Kozan: Nie ma sensu ukrywać, że znamy się nie od dziś – jesteśmy z tego samego rocznika wrocławskiej muzykologii. Studiowałaś na Międzyobszarowych Studiach Indywidualnych dwa kierunki, muzykologię oraz antropologię i etnologię kulturową i specjalizujesz się w etnomuzykologii. Po ukończeniu studiów magisterskich zdecydowałaś się pójść na doktorat i obecnie jesteś doktorantką w Zakładzie Antropologii Muzycznej w Instytucie Muzykologii UWr. Czego dotyczą Twoje badania?
Joanna Kwapień: Zajmuję się antropologią muzyczną, dlatego prowadzę zajęcia z tego zakresu, a także z estetyki muzyki filmowej. Moja praca doktorska dotyczy kobiecości i ma również wymiar etnomuzykologiczny – koncentruje się na koncepcjach kobiecości w polskiej muzyce tradycyjnej XXI wieku. Moja rozprawa zawiera rozbudowaną część teoretyczną, ponieważ w polskiej muzykologii gender studies są wciąż słabo rozwinięte. Jeśli już się pojawiają, często traktowane są stereotypowo – sprowadzane głównie do tematyki dyskryminacji kobiet lub utożsamiane wyłącznie z badaniami feministycznymi i aktywizmem.
Oprócz rozdziału historycznego i teoretycznego poświęconych dyscyplinie zawiera także rozdział będący studium przypadku, opartym na badaniach terenowych prowadzonych na Podhalu.
Na Twoim profilu Instagramowym (@jak__bylo), gdzie dzielisz się relacjami z prowadzonych badań naukowych, szczególnie terenowych – zarówno indywidualnych, jak i grupowych – zauważyłam, że byłaś tam razem ze swoją promotorką, prof. dr hab. Bożeną Muszkalską, kierowniczką Zakładu Antropologii Muzycznej w Instytucie Muzykologii UWr.
Tak, grupa badawcza towarzyszyła mi w podczas badań do mojego doktoratu, w których pomogła mi Dorota Majerczyk. Przyjęła naszą grupę i pomogła w organizacji spotkań z informatorami. Dorota jest niezwykle aktywna na Podhalu i jest dla mnie dużą inspiracją – zarówno jako instrumentalistka, jak i jako działaczka. Prowadzi zespół Majeranki i jest przykładem kobiety zaangażowanej w kultywowanie oraz promocję muzyki tradycyjnej. Co więcej, sama obroniła doktorat pod kierunkiem prof. Zbigniewa Jerzego Przerembskiego.
Zanim przejdziemy do wyprawy badawczej na Madagaskar, która szczególnie mnie interesuje – zwłaszcza że rok temu pisaliśmy o przygotowaniach do niej na stronie uniwersyteckiej, chciałabym najpierw zapytać, czy prowadzisz także własne badania? Jak one wyglądają?
Prowadzę badania terenowe od 2018 roku. Rozpoczęłam je od wsi na Dolnym Śląsku, a na ich podstawie napisałam pracę magisterską. W ramach badań odwiedzałam także inne regiony, m.in. Śląsk oraz Małopolskę, gdzie współpracowaliśmy z Małopolskim Centrum Kultury Sokół w Nowym Sączu – jeszcze w trakcie studiów. Część tych badań była realizacją praktyk na etnologii i antropologii kulturowej lub muzykologii, ale często organizowałyśmy też wyjazdy samodzielnie. Przykładem takiej inicjatywy była nasza wspólna wyprawa do Beskidu Żywieckiego na pogrzeb basów.
To prawda, musiało to być jeszcze podczas studiów licencjackich, najprawdopodobniej w 2017 roku. Razem z Aleksandrą Przegendzą i Wiolą Jakubiec (obecnie aktywną m.in. w zespole SEKUNDa) byłyśmy wtedy w rodzinnym mieście Wioli, gdzie miałyśmy okazję uczestniczyć w tym wydarzeniu.
Dokładnie! Przy okazji serdecznie pozdrawiamy Wiolę (śmiech). Wracając do tematu – w naszym Instytucie Muzykologii badania terenowe prowadzone są już od dawna. Grupa badawcza pod przewodnictwem prof. Bożeny Muszkalskiej organizowała wyprawy m.in. na Syberię oraz na Białoruś.
Dwa lata temu byłaś w Malawi w ramach wyjazdu organizowanego wspólnie z Uniwersytetem Wiedeńskim, o czym też wspominaliśmy na naszej stronie uniwersyteckiej. Czy mogłabyś opowiedzieć, jak wyglądają wasze przygotowania do wyjazdów terenowych za granicę? Czy są one organizowane w ramach współpracy między uczelniami, czy to raczej wasza indywidualna inicjatywa?
Tak się złożyło, że w ramach programu Erasmus+ w 2020 roku gościliśmy Augusta Schmidhofera z Uniwersytetu Wiedeńskiego, co zapoczątkowało naszą współpracę z tamtejszą muzykologią. Prof. Schmidhofer regularnie prowadzi badania terenowe i zaproponował nam udział w jednym ze swoich projektów. Inicjatywa ta wyszła od prof. Bożeny Muszkalskiej, która zwróciła się do niego z prośbą o możliwość dołączenia do wyprawy. Wyraził zgodę, jednak w najbliższych latach planowana była ekspedycja do Malawi, związana z badaniami organizowanymi przez dra Moyę Malamusiego dla studentów z Wiednia.
Choć od początku naszym celem był Madagaskar, pierwsza propozycja dotyczyła Malawi, więc ostatecznie to tam udaliśmy się na badania. W trakcie wyjazdu zaczęła formować się nasza grupa badawcza, która obecnie działa prężnie na różnych polach – nie tylko w zakresie samych badań, ale także w ramach wspólnego pisania artykułów czy udziału w konferencjach naukowych. W Malawi spędziliśmy miesiąc w 2022 roku, co stanowiło ważny etap w kształtowaniu się naszej współpracy z Wiedniem.
W 2024 roku udało się nam pojechać na miesiąc na Madagaskar już bez towarzystwa studentów z Wiednia, ale wciąż pod okiem prof. Augusta Schmidhofera, który swoją drogą pojechał z nami także na badania terenowe na Podhale, więc pokazaliśmy mu trochę polskiej kultury. W tym roku mamy różne plany i zastanawialiśmy się, gdzie kontynuować nasze badania. Ostatecznie wybór padł na Ugandę, do której planujemy wyjazd w 2025 roku. Jesteśmy jeszcze na etapie organizacji, ale z pewnością będziemy potrzebować wsparcia finansowego.
Przechodząc do Madagaskaru – w ramach zespołu badawczego, składającego się z naukowców, studentów i doktorantów Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, spędziłaś ponad trzy tygodnie na wyspach Île Sainte-Marie i Île aux Nattes, a także tydzień w Toamasinie i Antananarywie. Madagaskar to miejsce, gdzie przenikają się wpływy afrykańskie i indonezyjskie – dwie odmienne tradycje etniczne, z których ta druga pojawiła się na wyspie znacznie później. Jakie były Twoje pierwsze wrażenia po przybyciu na Madagaskar? Jak opisałabyś tamtejszy świat kulturowy? Czy były to te same odczucia jak w przypadku Malawi?
Zacznę chronologicznie. Malawi nie jest krajem turystycznym, co warto podkreślić – rzadko zdarza się, by ktoś odwiedzał je wyłącznie w celach turystycznych. Nasz pobyt był więc intensywnym doświadczeniem, pierwszym tak bliskim zetknięciem z kulturą afrykańską. Malawi wciąż nie jest tak mocno zglobalizowane jak wiele innych miejsc na świecie, choć wpływy globalizacji są tam coraz bardziej widoczne. Była to także moja pierwsza wyprawa na inny kontynent, co wiązało się z doświadczeniem, na które trudno przygotować się mentalnie. Przeżyłam duży szok kulturowy, którego się po sobie nie spodziewałam. Z jednej strony czuliśmy się bezpiecznie pod opieką profesora Moya Malamusiego, z drugiej – nie obyło się bez trudniejszych momentów, w tym przygód, stresujących sytuacji czy problemów zdrowotnych, takich jak choroby tropikalne.
To było także niezwykłe doświadczenie wejścia w kulturę, do której dostęp dla osób z zewnątrz jest ograniczony. Malawi to kraj, do którego rzadko przyjeżdża się jako zwykły turysta. Każde przekroczenie granicy prowincji wymagało uzyskania specjalnego pozwolenia. Posterunki graniczne znajdowały się co kilkadziesiąt kilometrów, a na każdym z nich dr Moya Malamusi musiał załatwiać stosowne dokumenty, pozwalające nam prowadzić badania i robić zdjęcia. Co istotne, publikacja zdjęć turystycznych z Malawi nie jest do końca legalna, szczególnie, jeśli znajdują się na nich ludzie, dlatego wszystkie materiały fotograficzne wymagały oficjalnych zgód. Bez takiej organizacji i wsparcia profesora nasza podróż i badania nie byłyby możliwe.
Można powiedzieć, że dr Moya Malamusi pełnił rolę zarówno przewodnika, jak i opiekuna całego waszego zespołu badawczego. Czy miał już wcześniej doświadczenie z tymi terenami?
Dr Moya Malamusi pochodzi z Malawi, a obecnie wykłada w Wiedniu. Jeśli dobrze pamiętam, to Gerhard Kubik wprowadził go w to środowisko. Z pewnością badacze ściśle ze sobą współpracują.
Jak wyglądają takie badania terenowe? W jaki sposób się do nich przygotowujecie?
W badaniach terenowych zazwyczaj spędza się na danym obszarze dłuższy czas, ponieważ tylko w ten sposób można przeprowadzić naprawdę pogłębione analizy. Miesięczny pobyt to zdecydowanie za krótko, aby w pełni poznać i zrozumieć całą kulturę, zwłaszcza gdy w trakcie badań konieczne jest przemieszczanie się – tak jak w naszym przypadku, zarówno w Malawi, jak i na Madagaskarze.
Nie ukrywamy, że nasze wyjazdy nie wyczerpują tematów badawczych danego terenu – nawet prof. August Schmidhofer, który prowadzi je od 40 lat w tym kraju, nie może mówić o pełnym zrozumieniu tej kultury. Jako badacze/ki musimy się pogodzić z tym, że doświadczamy tylko pewnego fragmentu zastanej rzeczywistości. Traktujemy nasze wyjazdy jako praktykę badawczą, w której uczymy się metodologii – prowadzenia wywiadów, również w językach obcych, często z pomocą tłumacza lub też nie. Takich umiejętności nie da się zdobyć wyłącznie w teorii, trzeba ich doświadczyć w terenie.
Praca w grupie daje nam możliwość bezpiecznego wdrożenia się w temat, a także ułatwia cały proces badawczy. Choć nasze badania nie są wystarczająco długie, by nazwać je kompleksowymi badaniami terenowymi, pozwalają nam na bezpośrednie obserwowanie zjawisk, które chcemy opisać. Wkrótce będziemy publikować wyniki naszych badań – z czasem ukażą się one w czasopiśmie Interdisciplinary Studies in Musicology, wydawanym przez Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Czy jako grupa wszyscy analizujecie te same zagadnienia, czy może dzielicie się tematami badawczymi?
Każda osoba z grupy podczas badań na Madagaskarze wybrała jedno zjawisko, które chciała opisać i na którym skupiła się podczas badań. Każdy z nas szukał materiałów na dany temat, prowadził wywiady indywidualne i analizował zjawiska zarówno samodzielnie, jak i w grupie. Czasami uczestniczyliśmy wspólnie w wydarzeniach, a innym razem dzieliliśmy się na mniejsze grupki, aby mieć szansę zobaczyć więcej. Tego rodzaju doświadczenie jest niezastąpione. Dodatkowo mieliśmy przy sobie merytoryczną wyrocznię – wielokrotnie wspomnianego już prof. Schmidhofera, który pomagał nam w weryfikacji naszych przypuszczeń i umożliwiał swobodne poruszanie się po terenie.
Na przykład ja piszę artykuł o rytuale tromba, który polega na spotkaniu z duchem poprzez wizytę u medium. Udało nam się uczestniczyć w takiej ceremonii na Madagaskarze, co pozwoliło mi zdobyć praktyczne doświadczenie, które stanowi ważny punkt odniesienia w moich badaniach. Praca Karoliny Marcinkowskiej „Od-tworzyć przeszłość. Kult czumba na Madagaskarze” jest świetnym przykładem pogłębionych badań, ponieważ autorka spędziła na Madagaskarze wiele lat, badając ceremonie tromby na kilku obszarach i związane z nimi tradycje.
W naszym przypadku badania są oparte na literaturze i materiałach źródłowych, które udało nam się zdobyć na Madagaskarze, takich jak książki, płyty czy inne źródła, których nie moglibyśmy znaleźć w Polsce. Dzięki temu nasze badania mają dodatkową wartość praktyczną, uzupełnioną o unikalne źródła.
Czy po badaniach w Malawi zostały opublikowane wasze prace naukowe wspólnie z Uniwersytetem Wiedeńskim?
Główna różnica między Malawi a Madagaskarem polegała na tym, że w Malawi byliśmy w większym stopniu podporządkowani grupie wiedeńskiej i ich celom badawczym. Wiedeńczycy skupiali się na nagraniach terenowych. Choć my również skrupulatnie dokumentowaliśmy nasze badania na Madagaskarze, to Wiedeńczycy przyjechali z dużym zapleczem sprzętowym i zajmowali się głównie archiwizacją. Podróżowaliśmy z nimi od wioski do wioski, szukając muzyków do nagrań, a nasze wywiady z muzykami ograniczały się do krótkich kwestionariuszy. Główną różnicą było więc to, że nie przeprowadzaliśmy pogłębionych rozmów, nie mieliśmy możliwości, by zostać w jednym miejscu na dłużej. Często robiliśmy nawet trzy nagrania dziennie, co sprawiało, że tempo pracy było bardzo intensywne, ale jednocześnie nie pozwalało na zgłębienie tematu.














Na Madagaskarze byliście już sami, z profesorem Augustem Schmidhoferem, co sprawiło, że czuliście się bardziej swobodnie i mieliście większy spokój w prowadzeniu badań.
Mieliśmy możliwość pogłębienia badań, przeprowadzania wywiadów z artystami oraz mieszkańcami. Dzięki temu mogliśmy spokojniej organizować czas, spędzić kilka dni w jednym miejscu, zapytać mieszkańców o ich stosunek do rytuałów oraz podejście do życia. To pozwoliło nam na głębsze poznanie ich kultury i perspektyw. W Malawi natomiast badania były bardziej skupione na tworzeniu solidnej dokumentacji o dobrej jakości technicznej. Nagrania, które tam wykonaliśmy, są teraz wykorzystywane w Wiedniu. Ważnym elementem była również organizacja pracy, ponieważ każdy z nas miał określoną rolę i funkcję w zespole, co pozytywnie wpłynęło na efektywność naszych działań badawczych.
Jak działa etnograf/ka w terenie? Kim on/a jest?
Etnomuzykolog/żka to przede wszystkim badacz/ka, ale też fotograf/ka, archiwista/ka, specjalista/ka od dźwięku, osoba odpowiedzialna za przeprowadzenie wywiadu i zaaranżowanie całej sytuacji – a to wszystko często idzie w parze z rolą podróżnika. W naszej grupie podzieliliśmy się tymi obowiązkami, dzięki czemu każdy z nas miał swoją określoną rolę. Mogliśmy jednocześnie realizować nagrania dźwiękowe, dokumentację fotograficzną, nagrania filmowe, a także przeprowadzać wywiady, nie przerywając ich, co zdecydowanie usprawniło naszą pracę badawczą.
Jak ludzie reagowali na sprzęt, który przywoziliście na teren badań? Czy zauważyliście jakieś napięcia lub sprzeciw z ich strony?
Badania terenowe to też nauka wyczuwania przestrzeni, w którą się wkracza. To umiejętność, którą trzeba opanować – nie można od razu wyciągać całego sprzętu, zwłaszcza jeśli nie wiesz, jak reagują na niego lokalni ludzie. Oczywiście, jeśli ktoś jest do tego przyzwyczajony, może to robić bez obaw, ale ogólnie trzeba wyczuć sytuację w rozmowie. Czasami, gdy zauważaliśmy, że ktoś czuje się niekomfortowo z naszym sprzętem, rezygnowaliśmy z niektórych elementów – na przykład nagrywaliśmy tylko dźwięk, a ktoś inny robił zdjęcia, podczas gdy my koncentrowaliśmy się na rozmowie. W większości przypadków jednak nie było to problemem, zwłaszcza że nasz sprzęt był mały, każdy z nas miał swój prywatny aparat. Nie mieliśmy dużych kamer, jak w przypadku profesjonalnego sprzętu, którym dysponował Uniwersytet Wiedeński, z mikrofonami, kamerami i osobą odpowiedzialną za filmowanie. To była widoczna różnica, zwłaszcza pod względem jakości sprzętu.
Jednak ta prostsza forma dokumentacji miała swoje plusy. Naszym celem nie było jedynie tworzenie dokumentacji archiwalnej, jak w przypadku profesjonalnych badań, ale raczej zgłębianie kultury, jej zrozumienie. Chcieliśmy przeprowadzać wywiady, obserwować rytuały i po prostu uczestniczyć w wydarzeniach, jak festiwale muzyczne, by zobaczyć, jak to wygląda w rzeczywistości.
Jako etnomuzykologiczna grupa badawcza mieliście okazję uczestniczyć w famadihanie – malgaskim obrzędzie pogrzebowym. W swoim artykule „Dusza i duchy Madagaskaru”, opublikowanym niedawno w Ruchu Muzycznym, szczegółowo opisujesz ten rytuał, który całkowicie różni się od ceremonii katolickich. Z jakich etapów składa się famadihana?
Na Madagaskarze jednym z najważniejszych elementów kultury jest kult przodków, który towarzyszy każdemu etapowi życia. Wyznacza to rytm codzienności i przodkowie są wciąż obecni – nie znikają. Choć na Madagaskarze funkcjonują różne religie, takie jak chrześcijaństwo czy islam, wierzenia związane z kultem przodków są niezależne od tych religii. Ludzie uczestniczą w takich rytuałach jak famadihana, będących częścią tradycji związanych z przodkami.
Przykładem jest rytuał tromba, w którym medium porozumiewa się z duchem przodka. Duch może wtedy na przykład uleczyć osobę lub udzielić cennych porad. Innym rytuałem jest famadihana, nazywana lokalnie okatraraną. Po pięciu lub siedmiu latach, zależnie od regionu, odkopuje się szczątki zmarłego i przeprowadza ceremonię, mającą na celu pomóc zmarłemu przejść na drugą stronę, do zaświatów. Przez ten czas zmarły przebywa pomiędzy światami i może stać się złośliwym duchem, nazywanym lolo. Po rytuale staje się pełnoprawnym przodkiem, który może pomagać swoim bliskim.
To jest radosne święto, które kończy okres zawieszenia. Ceremonii na cmentarzu towarzyszy alkohol, taniec i śpiewy. Jest to czas radości i świętowania. Jeśli zmarłą jest kobieta, to kobiety uczestniczą w rytuale, owijając szczątki w świeży całun i składając podarunki. Kiedy zmarłym jest mężczyzna, robią to mężczyźni. Kobiety natomiast śpiewają i celebrują w innej części cmentarza. Są też odpowiedzialne za portret zmarłego, który pokazywany jest przez cały czas trwania famadihany. Co ciekawe, nasza obecność była traktowana jako honor. Mieszkańcy Madagaskaru byli rozbawieni naszą obecnością, a my z kolei byliśmy trochę zakłopotani.
Co się dzieje ze szczątkami ludzkimi? Czy są one w jakiś szczególny sposób pochowane, przechowywane?
Podczas rytuału dosłownie wyciąga się kości z drewnianej trumny i układa je w betonowej trumnie. To symboliczne przeniesienie ciała ze świata zmarłych w zaświaty. Następnie szczątki są składane w nowym grobie, owinięte w świeży całun, a do grobu wraz z kośćmi składa się podarunki takie jak perfumy, alkohol czy pieniądze. W niektórych miejscach na Madagaskarze ciało zmarłego jest także przenoszone przez całą wioskę, aby przodek mógł zobaczyć, co się zmieniło od momentu jego śmierci — na przykład, kto się ożenił, kto zbudował dom, jakie wydarzenia miały miejsce w społeczności.
W ceremonii uczestniczyło kilkaset osób, głównie członków bliższej i dalszej rodziny. Cała ceremonia odbywa się tylko w porze suchej, od czerwca do września, niezależnie od daty śmierci. Ważne jest, aby rytuał miał miejsce w tym okresie.
Jakie instrumenty muzyczne towarzyszą przejściu ducha w zaświaty?
Jak powiedziała jedna z naszych informatorek: przy muzyce ludzie rodzą się, umierają i odchodzą w zaświaty. Towarzyszy im przede wszystkim śpiew i taniec całej grupy, ale także bębenki i grzechotki z puszek, zwane kaiamba. To one stanowią akompaniament podczas tego przejścia, a także w trakcie samej ceremonii.
Czy zauważyłaś może, jak kobiety są postrzegane przez mężczyzn i jakie role pełnią w życiu codziennym oraz obrzędach w Malawi lub na Madagaskarze? Czy istnieją może rytuały kobiece? I jak w ogóle wygląda rola kobiet w tamtejsze muzyce – czy są aktywnymi uczestniczkami, czy raczej pełnią funkcje przypisane tradycyjnie mężczyznom?
W Malawi uczestniczyliśmy w rytuałach inicjacyjnych związanych z okresem dojrzewania. Tylko kobiety mogły wtedy wejść na teren, gdzie dziewczęta po pierwszej miesiączce uczą się, jak być dobrą żoną. Rytuały te dotyczą zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Udało nam się też zobaczyć, jak chłopcy, przygotowując się do swojej inicjacji, biegali po mieście w maskach, krzycząc. Warto dodać, że tego typu inicjacje trwają dłużej – to nie jest jednorazowe wydarzenie. Dziewczęta są oddzielone od rodziny przez co najmniej miesiąc, przygotowując się do małżeństwa.
To, co szczególnie rzuca się w oczy, to problem wczesnych małżeństw w Malawi – niektóre dziewczynki wychodzą za mąż już w wieku 11-13 lat. Widziałyśmy przypadek, gdzie 13-latka była żoną 95-letniego mężczyzny. Jest to sytuacja wynikająca z ubóstwa – rodziny często chcą wypchnąć dziewczynki, aby zapewnić im jakikolwiek byt. 95-latek, który zapewni jej dom i jedzenie, jest postrzegany jako dobry wybór. Dodatkowo, te dziewczynki często rezygnują ze szkoły, mimo kampanii społecznych, które mają na celu zapobieganie takim małżeństwom. Pamiętam jedną z reklam, która była szczególnie mocna – na billboardach pojawiały się hasła “dajcie im książki, nie mężów” i inne nawołujące do ochrony praw dziewcząt i przeciwdziałania wczesnym małżeństwom.
Inicjacje są w Malawi bardzo widoczne, ale zauważyłam także, że i tam istnieje duża dysproporcja w tym, co robią kobiety, a co mężczyźni, jeśli chodzi o muzykę. Mało kobiet gra na instrumentach, częściej zajmują się śpiewem. W Polsce to się zmienia, ale wciąż w wielu miejscach i grupach istnieje stereotyp, że granie na instrumentach to męska domena, a kobiety powinny śpiewać i tańczyć. W Malawi i na Madagaskarze ten podział był równie widoczny – kobiety śpiewały i tańczyły, a mężczyźni grali na instrumentach. Oczywiście, były wyjątki, profesjonalistki, które również grały, ale ogólnie ta tendencja była wyraźna.
Pytanie na granicy z zakresu zoomuzykologii – podczas badań terenowych na Madagaskarze wzięliście również udział w tygodniowym Festiwalu Wielorybów, który odbywa się na Île Sainte-Marie w okresie godowym humbaków. Jakie to było doświadczenie? Jak wygląda zachowanie humbaków w tym czasie i czy można dostrzec w ich „śpiewie” jakieś charakterystyczne cechy?
Śpiewu humbaków nie da się usłyszeć na lądzie. To nie jest dźwięk, który dociera do brzegu. Można jedynie usłyszeć dźwięki wody, które wydają, gdy wypuszczają powietrze lub przepływają w pobliżu. Udało nam się spotkać te zwierzęta wielokrotnie podczas naszego pobytu. Wybraliśmy się na specjalną wyprawę łódką w poszukiwaniu humbaków. Takie wycieczki organizowane są podczas okresu godowego tych zwierząt, które spędzają go właśnie na Madagaskarze. Można było znaleźć specjalne wyprawy z hydrofonami (mikrofonami przeznaczonymi do nagrań pod wodą). Niestety, odkryliśmy to za późno i nie wzięliśmy też swoich hydrofonów, co było błędem – nie pomyśleliśmy o tym wcześniej, choć nie słuchanie humbaków było naszym głównym celem. Mimo to udało nam się wielokrotnie je zobaczyć, a sama ich obecność była absolutnie niesamowita.
Natura na Madagaskarze to naprawdę coś wyjątkowego, jakbyś przeniosła się do zupełnie innego świata. Wydaje się, że takie miejsca już nie istnieją, z tymi zwierzętami, ogrodami i całym tym naturalnym otoczeniem, które wciąż jest tam bogate i zapierające dech w piersiach.
Jeśli chodzi o dźwięki zwierząt, to udało nam się nagrać śpiew lemurów – i to było naprawdę zaskakujące. Nigdy nie spodziewałam się, że ich śpiew będzie brzmiał w taki sposób! Udało nam się uchwycić całe stado lemurów, które zaczęły krzyczeć. Zbieraliśmy się już do wyjścia z parku narodowego i nie spodziewaliśmy się, że uda się to nagrać, bo jest to trudne technicznie zadanie. Trzeba uważać na każdy ruch, na wiatr, starać się nie stukać, bo nawet najmniejszy dźwięk może zniszczyć nagranie. Byliśmy trochę zrezygnowani, bo widzieliśmy lemura, ale nie słyszeliśmy go i nagle, tuż nad nami, zaczęły krzyczeć! Zamarliśmy z wrażenia, starając się nie poruszać, żeby nagranie wyszło czysto. Zrobiliśmy to z ręki, chociaż zazwyczaj używa się statywu. To było tak głośne, że byłam w szoku, ale udało się!
Czym jest Festiwal Wielorybów?
Festiwal Wielorybów odbywa się na cześć wielorybów, ale w rzeczywistości jest to festiwal muzyki popularnej. W ramach tego wydarzenia, które zbiega się z okresem, w którym wieloryby są obecne u wybrzeży, mieszkańcy wyspy organizują festiwal, na którym prezentuje się 18 grup etnicznych występujących na Madagaskarze. Szczerze mówiąc, festiwal przypomina nieco europejskie imprezy, takie jak Dni Miasta – pojawiają się zespoły ludowe, a także gwiazdy muzyki pop, które przyciągają największą publiczność.
Czy oprócz tradycyjnych rytuałów i obrzędów muzycznych istnieje współczesna scena muzyczna, bardziej ukierunkowana na nowoczesne gatunki? Czy można spotkać artystów wykonujących muzykę w nowoczesnym stylu, być może eksperymentalną? A może artyści łączą współczesne brzmienia z tradycyjnymi elementami, tworząc pewno rodzaju fuzje?
Madagaskar był kiedyś znany z rozwiniętej sceny muzycznej i wytwórni płytowych. Z krajów afrykańskich, które są na naszej liście badawczej (Malawi, Madagaskar, Uganda) undergroundową scenę muzyczną w Afryce najsilniej reprezentuje Uganda, gdzie wytwórnie płytowe działają bardzo prężnie, a festiwale muzyki współczesnej, jak np. słynne Nyege Nyege, są dobrze znane w Europie. Stereotypowo kojarzymy wschodnią Afrykę z brakiem takiej muzyki lub jej niską jakością, ale jest to absolutnie nieprawda – cała Afryka, w tym Madagaskar, ma potężnie rozwiniętą i bogatą scenę muzyczną. W przeszłości wytwórnie płytowe na Madagaskarze były popularne, ale z powodu kryzysów ekonomicznych ich znaczenie się zmniejszyło.
Na Madagaskarze istnieją miejsca, gdzie za opłatą można zgrać muzykę na pendrive’a – coś w rodzaju internetowych kafejek, w których można pobrać nielegalnie pliki z YouTube’a, wybierając wersję z teledyskiem lub bez. W restauracjach i innych miejscach publicznych można usłyszeć lokalne stacje radiowe lub telewizyjne.
Jedną z artystek, która łączy tradycję malgaską z muzyką popularną, jest Rosoanaivo Hanitravivo. W latach 90. i 00. była bardzo popularna zarówno na Madagaskarze, jak i za granicą. W 2001 roku trafiła do magazynu Time jako jeden z dziesięciu najlepszych zespołów spoza Stanów Zjednoczonych. Rosoanaivo tworzy w nurcie world music, a jej koncerty odbywały się na całym świecie. Aktualnie prowadzi Centrum Artystyczne w Antananarywie, w którym wspiera lokalne talenty. Również współczesna muzyka pop jest popularna na Madagaskarze, a jednym z przykładów jest Denise, która jest gwiazdą pop. Chociaż jej muzyka jest poddana wpływom globalizacji, w jej tekstach można znaleźć wartości moralne, które są charakterystyczne dla kultury malgaskiej.
Na Madagaskarze nie brakuje także klubów, w których muzykę gra się na żywo. W takich miejscach wykonywane są zarówno tradycyjne piosenki malgaskie, jak i popularne światowe hity, takie jak Final Countdown czy utwory zespołu Queen. W takim klimacie Madagaskar różni się od Malawi, które również posiada swoje festiwale. Uczestniczyliśmy tam w festiwalu reggae.
Internet w Madagaskarze jest drogi, więc wiele osób wciąż korzysta z tradycyjnych nośników, takich jak płyty CD, które można nabyć w sklepach. Wiele z tych płyt to produkcje malgaskie popularnych artystów, jak na przykład Wawa. Instrumenty narodowe, jak valiha (typowy instrument strunowy), są wykorzystywane zarówno w rytuałach, jak i w muzyce popularnej, co sprawia, że muzyka na Madagaskarze ma wyjątkowy charakter.
Czy planujecie powrót na Madagaskar, aby kontynuować badania lub dokończyć to, czego nie udało się wcześniej, jak np. obserwacja humbaków?
Jeżeli ktoś z nas chciałby kontynuować badania na temat, który go interesuje, ma już otwarte drogi. To bardzo ważne, bo wiemy, czego szukać i gdzie szukać. Mamy również nawiązane kontakty i pierwsze współprace międzynarodowe z Uniwersytetem Katolickim w Antananarywie, co ułatwia dalszą pracę, jeśli zdecydujemy się kontynuować badania. Ja na chwilę obecną nie koncentruję się na tym – afrykanistyka nie jest moim głównym kierunkiem badań, ponieważ pracuję nad doktoratem dotyczącym muzyki polskiej.














Czy masz jakieś marzenia naukowe, a może miejsce na świecie, które chciałabyś zbadać indywidualnie jako niezależna badaczka?
Od lat fascynuje mnie Azja, szczególnie Japonia i japońska muzyka. Uczyłam się japońskiego w Szkole Języków Antycznych i Orientalnych Uniwersytetu Wrocławskiego. Brałam także udział jako prelegentka w festiwalu Sakura i od czasu do czasu wygłaszam referaty na konferencjach, gdzie mówię o muzyce japońskiej. To jedno z moich głównych zainteresowań etnomuzykologicznych. Japonia jest dla mnie ogromnym źródłem inspiracji – słucham dużo japońskiego city popu z lat 80. i innych gatunków. To temat, który mnie ekscytuje i w przyszłości chciałabym poprowadzić badania właśnie na tym terenie.
Dziś obchodzimy Dzień Kobiet. Kiedy myślisz o „kobietach w świecie muzyki”, kto przychodzi Ci do głowy? Masz swoją ulubioną artystkę, kompozytorkę, instrumentalistkę, może związaną z muzyką filmową, której estetykę cenisz i słuchasz? A może są jakieś grupy kobiet, które Cię inspirują? Badaczki, które obserwujesz lub które stworzyły coś znaczącego i wywarło na Tobie wrażenie?
Aktualnie jestem zafascynowana kompozytorką Pauline Oliveros, która okazała się również autorką fascynujących esejów w książce “Software for People”. Odkrywam na nowo jej podejście do różnych kwestii oraz jej niezwykłe poczucie humoru, które naprawdę wyróżnia ją na tle innych. To, co mnie uderza, to jej zdolność wykraczania poza swoje czasy, co sprawia, że jej twórczość wciąż ma ogromne znaczenie.
Oprócz tego, istnieje wiele badaczek związanych z moją dyscypliną, jak np. Pirkko Moisala i Ellen Koskoff, które pisały o muzykologii feministycznej. Oczywiście nie zapominam też o Margaret Mead, która jako jedna z pierwszych antropolożek poświęciła się studiom nad płcią i seksualnością.
Mamy także wiele polskich kompozytorek, o których pisaliśmy w 42. numerze Glissanda pt. „Generacja”. W tym numerze, którego byłam redaktorką prowadzącą, poruszyliśmy temat najmłodszego pokolenia polskich kompozytorów/ek, dzieląc go na dwie części: krytyczne eseje oraz wizytówki kompozytorskie pisane przez nie/nich same/ych. W ten sposób stworzyliśmy ciekawą reprezentację polskich twórców/czyń. Warto wspomnieć choćby o wrocławskiej kompozytorce Agacie Zemli, która w swoich dziełach bardzo ciekawie rozwija tematy związane z naturą.

Data publikacji: 07.03.2025
Dodane przez: M.K.