Logo Uczelnia Badawcza
Logo Arqus
Logo Unii Europejskiej
Długowłosa kobieta na tle okna
Katarzyna Majbroda, Wydział Nauk Historycznych i Pedagogicznych UWr, fot. Paweł Piotrowski

Dr hab. Katarzyna Majbroda o dydaktyce w antropologii [nagroda dydaktyczna IDUB]

Do 31 sierpnia trwa nabór do III edycji nagrody dydaktycznej IDUB „Najlepsi wśród najlepszych”. Rozmawiamy z laureatką pierwszej edycji nagrody – dr hab. Katarzyną Majbrodą, prof. UWr, literaturoznawczynią i antropolożką, zainteresowaną teoriami i metodologią nauk humanistycznych i społecznych, edukacją otwierającą, antropologią środowiska, posthumanistyką oraz nauką obywatelską. Katarzyna Majbroda jest koordynatorką Zespołu ds. zmian klimatu działającego w UWr oraz Pełnomocniczką Dziekana WNHiP ds. zrównoważonego rozwoju i relacji z otoczeniem społecznym. Kieruje zespołem badawczym w ramach grantu NCN OPUS 27 Lokalne doświadczanie kryzysu klimatycznego i sprawiedliwej transformacji energetycznej wokół kompleksu wydobywczo-energetycznego Turów na Dolnym Śląsku. 

Otwartość, relacje i ćwiczenia z wyobraźni 

Jak się zostaje mistrzynią dydaktyki na uniwersytecie? Co trzeba robić ze studentami, żeby trafić do prestiżowego grona „Najlepsi wśród najlepszych” dydaktyków. 

Trudne pytanie, dlatego, że nie mam poczucia, że jestem mistrzynią dydaktyki. Ale rzeczywiście taka jest formuła i nazwa nagrody, więc było mi bardzo miło, kiedy zostałam laureatką pierwszej edycji nagrody programu „Inicjatywa Doskonałości – Uczelnia Badawcza”. To jest formuła doceniania pracy, zaangażowania akademików i akademiczek, którzy w dosyć niesprzyjających okolicznościach stawiają nie tylko na pisanie publikacji naukowych, zabieganie o środki zewnętrzne czy prowadzenie grantów badawczych, ale mają jeszcze czas, energię i pomysł na to, jak rozwijać w interesujący sposób edukację uniwersytecką. To zjawisko ma szerszy kontekst, dlatego że Uniwersytet Wrocławski, zresztą jak wszystkie inne uniwersytety w Polsce, jako uczelnia badawcza, przede wszystkim premiuje publikacje naukowe, ale też nasze zaangażowanie w projekty i granty badawcze. To jest zupełnie zrozumiałe w obecnym systemie szkolnictwa wyższego, ale z drugiej strony, to rezultat pewnej, dobrze już rozpoznanej logiki neoliberalnej i myślenia na wskroś ekonomicznego, gdzie właściwie najbardziej ceni się takie przedsięwzięcia i praktyki akademickie, które przynoszą szeroko rozumiany zysk, nawet niekoniecznie finansowy, lecz punkty, co przekłada się potem na wysokie noty w ewaluacji. Te wszystkie procedury są niezwykle istotne dla uniwersytetu jako instytucji. Dlatego należy docenić to, że uniwersytet promuje również dydaktykę i wspiera tych akademików, którzy chcą angażować się w taki, często niedoceniany, ale niezwykle ważny obszar działalności akademickiej, jakim jest dydaktyka. 

Nagroda za dydaktykę ma ściśle określone kryteria, mamy też na uczelni konkurs plebiscytowy na najbardziej lubianego wykładowcą. Też fajne, choć subiektywne wyróżnienie. Jakie są według pani kryteria bycia dobrym dydaktykiem? 

Podstawą jest myślenie o dydaktyce w kategoriach edukacji otwierającej, inkluzywnej. Nie myślę o moich zajęciach akademickich w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej na zasadzie reality show zapewniającego popularność. To nie jest moją ambicją. Natomiast uważam, że bardzo ważne jest to, by osobom studiującym pokazywać, że to, o czym dyskutujemy i czego się uczymy na zajęciach, ma sens, że to nie jest fasadowe, tylko osadzone w rzeczywistości społecznej i kulturowej. Dobrze jest, kiedy myślimy o wiedzy akademickiej nie tylko jako jednokierunkowej, którą przekazuje się w trakcie zajęć akademickich osobom studiującym, ale bardziej cyrkularnej. Dobrą ścieżką jest pokazywanie studentom i studentkom, że ich wiedza, doświadczenie, ich przeżycia, kapitał kulturowy i społeczny, to wszystko razem wzmacnia też naszą wiedzę akademicką i ma bardzo duży wpływ na to, jak są profilowane zajęcia. Dydaktyka akademicka po prostu nie funkcjonuje na zasadzie przekazu wiedzy od nauczyciela akademickiego do osób studiujących, tylko ma charakter bardziej relacyjny. I myślę, że ta inkluzywność dydaktyki jest bardzo ważna. Podobnie jak proponowanie zajęć, które są blisko życia społecznego i problemów kulturowych, ekologicznych, czy też geopolitycznych. Ważny w dydaktyce jest więc dla mnie także słuch społeczny i  krytyczna uważność antropologiczna. 

A co to konkretnie znaczy dla antropologa kultury czy etnologa? Jakie zajęcia pani prowadzi i jak zbliżamy się do tej społecznej rzeczywistości? 

Prowadzę bardzo różne zajęcia, od lat ta oferta jest szeroka. W tej chwili to są to konwersatoria, które, dotyczą teorii i metod  badań antropologicznych, ale też szerzej nauk społecznych i humanistycznych. Ale prowadzę też Antropologię edukacji i zajęcia pod nazwą Antropologia przyszłości; bardzo sobie cenię ten przedmiot. On ma charakter fakultatywny, ale cieszy się sporym zainteresowaniem, dlatego że oferuje przekraczanie rzeczywistości, w której funkcjonujemy, jest wychyleniem ku przyszłości, rodzajem antycypacji; sporo projektujemy i wyobrażamy sobie na tych zajęciach. 

Brzmi sprzecznie: „antropologia przyszłości”, to tak jakby futurologia historii. 

Jest to dysonans poznawczy? Jest to próba antycypowania, czyli przewidywania i prognozowania różnych przyszłych kierunków i kształtów aktualnych zjawisk społecznych i kulturowych. To są też trochę takie ćwiczenia z wyobraźni, ćwiczenia futurologiczne (Co by było gdyby… A co jeśli..) To bardzo ważne, ponieważ antropologia ma ambicje, by nie tylko diagnozować to, co jest tu i teraz, to co aktualne. Trzymając rękę na pulsie, mierząc się ze współczesnymi problemami życia społecznego, ma też ambicję prognozowania przyszłości i mobilizowania społeczeństwa do tego, co gdzieś tam rysuje się na horyzoncie i za chwilę będzie już aktualnością. 

Proszę o przykład takiej przyszłości, która za chwilę stanie się aktualnością. 

Mamy przykłady w kontekście kryzysu klimatycznego, czy kryzysu środowiskowego, ale też różnych kryzysów geopolitycznych. Staramy się prognozować, w jakich kierunkach te zjawiska będą się rozwijały i co można zrobić, żeby choćby częściowo tym kryzysom zapobiec. To jest myślenie niekoniecznie utopijne, o walorach prognozowania i antycypowania. To jest formuła myślenia, która jest nam potrzebna nie tylko w przestrzeni antropologii społeczno-kulturowej. Tak też postrzegam rolę uniwersytetu – jako wypracowywanie szeroko rozumianej prewencji i przygotowywanie społeczeństwa na różne scenariusze przyszłości. 

A jak to się przekłada na uniwersytecką dydaktykę? Jak ta dydaktyka „najlepsza wśród najlepszych” wygląda? Są metody, które są potem punktowane w konkursie ID-UB? 

Tak, w konkursie są premiowane różne metody i narzędzia badawcze. Staram się modyfikować te metody i pracować laboratoryjnie, na ile to możliwe. Cenię sobie na przykład zajęcia prowadzone przeze mnie od 2015 r. metodą tutorialu. To jest metoda współpracy z osobami studiującymi, polegająca na partnerstwie i na towarzyszeniu im w zdobywaniu wiedzy, a w przypadku tutoringu rozwojowego, to jest też chwila na oddech i autorefleksję. Na zastanowienie się, jakie potrzeby, ale też kompetencje, umiejętności i cele mają osoby studiujące. Bardzo to cenię. Poza tym cenna jest, podstawowa przecież, praktyka rozmowy, dyskusji, czy debaty. To stanowi rdzeń humanistyki, również antropologii społeczno-kulturowej. Istotny jest także  empiryczny, terenowy wymiar dydaktyki, badania etnograficzne, a zatem wychodzenie do rzeczywistości różnych grup społecznych i społeczności lokalnych.  

Czyli dydaktycy działają nie tylko w murach uczelni? 

To nie tylko teoretyzowanie nad otaczającymi nas zjawiskami, które obserwujemy i których doświadczamy, ale także praktykowanie tej rzeczywistości. Takie podejście praktyczne, czyli taki „praksizm” w dydaktyce, jest niezwykle ważny dla uniwersytetu. Zaangażowanie osób studiujących w konkretne projekty badawcze, daje im doświadczenie, umożliwia zdobywanie kompetencji, ale też pokazuje, że ta wiedza, która się tworzy, procesy wiedzotwórcze, nie mają charakteru teoretycznego i fasadowego, lecz są zwykle splecione z empirią i z niej czerpią. 

Jak antropologa zapytamy o laboratorium, to wiadomo, bada kości i tak dalej. A antropolog kulturowy? Czy etnolog „wychodzący do rzeczywistości”? Co jest w jego laboratorium? Czy on idzie ze studentami na manifestacje na przykład? Albo na radę miejską, sprawdzić co się dzieje z zielenią we Wrocławiu? To jest to „wychodzenie w teren”? 

Tak, bywa, że badacze i badaczki pojawiają się na manifestacjach, czy w urzędach, w przestrzeni publicznej. A jeżeli mówimy  o dyscyplinie, którą reprezentuję, czyli o antropologii społecznej i kulturowej, to wszystko dla nas może być „terenem”. I ta otwartość, taka wręcz bezgraniczność tego terenu, czasem bywa dla niektórych niezrozumiała. Natomiast rzeczywiście jest tak, że możemy być potencjalnie wszędzie i interesują nas bardzo różne zjawiska  − zarówno miejskie, jak i te dotyczące kwestii cywilizacyjnych, politycznych, czy ekologicznych. Ciekawi nas tradycja, dziedzictwo, nowe technologie, i kwestie ekonomiczne. Właściwie trudno byłoby wskazać na jakiś obszar, który nie mógłby być poddany antropologicznej eksploracji, a potem analizie i diagnozie. 

A samo laboratorium? 

„Laboratorium” to pojemna formuła. I bardzo przydatna, dlatego że w laboratoryjnym modelu pracy zachodzi  zderzanie się naszych tradycyjnych narzędzi i metod badawczych z rzeczywistością. Często ta konfrontacja wymaga jednak zmiany soczewki, poszukiwania nowych perspektyw i niejednokrotnie budzi nowe wyzwania, które płyną z rzeczywistości, na przykład związane z kryzysem klimatycznym, transformacją energetyczną czy wzmożoną mobilnością ludzi w różnych skalach i wymiarach.  Dlatego wciąż poszukujemy nie tylko nowych teorii, ale też nowych metod badawczych i dzięki temu napędzamy dynamikę dyscypliny. Na poziomie dydaktyki to praktykowanie laboratorium przynosi odświeżenie i otwarcie. A to pozwala dyscyplinie trzymać rękę na pulsie, nadążać za wieloma zjawiskami, a czasem wręcz je antycypować. Oczywiście nie chciałabym jakoś szczególnie romantyzować dydaktyki i mówić, że możliwości dydaktyczne są nieograniczone i że wszystkie zajęcia mają charakter działania i poszukiwań w modelu laboratoryjnym. Tak nie jest. Nie wszystkie zajęcia mogą być tak profilowane, to nie miałoby też większego sensu. Ale prowadzimy w Instytucie również laboratoria terenowe. 

Jakie prowadzi pani zajęcia? 

Na przykład Kreowanie kultury miejskiej w sektorze pozarządowym. To jest taka formuła, która zakłada wychodzenie osób studiujących do przestrzeni miejskiej, nawiązywanie współpracy z instytucjami miejskimi, z NGO-sami, z trzecim sektorem i realizowanie z nimi wspólnych projektów. W ubiegłym roku realizowaliśmy taki projekt we współpracy z Przejściem Dialogu, czyli Wrocławskim Centrum Rozwoju Społecznego, jak „Laboratorium Społeczne – Kultura Podwórkowa”. Były to  badania we współpracy dotyczące tego, jak zmienia się kultura przestrzeni publicznych, konkretnie podwórek wrocławskich, pod wpływem obecności osób z doświadczeniem uchodźczym, które przybywają do Wrocławia z Ukrainy. Bardzo ciekawy projekt otwierający na odmienność, na różnice, ale też o walorze pragmatycznym, ponieważ te nasze diagnozy i rekomendacje mogą być wykorzystane przez decydentów, którzy zajmują się projektowaniem przestrzeni miejskiej we Wrocławiu i dążą do wypracowywania inkluzywnych praktyk w tym wielokulturowym mieście. 

A czy podwórka w XXI wieku, w roku 2025, to są dalej społecznotwórcze miejsca? Czy codzienność dzieci i mieszkańców na podwórkach, w kamienicach, na przykład w tych kolorowych, pełnych graffiti, na wrocławskim Nadodrzu, kształtuje naszą tożsamość kulturową? 

Wygląda to bardzo różnie, ale podwórka zmieniły już swoją funkcję i nie są już takimi jak kiedyś wylęgarniami relacji towarzyskich. To nie są już zwykle miejsca, gdzie zacieśniają się więzi sąsiedzkie. 

Już nie ma spotkań pod trzepakiem? 

I samych trzepaków też już nie ma, ale zmienia się funkcja tych podwórek. Dzieci spędzają często czas gdzieś poza domem albo właśnie w domach, bo nowe technologie temu sprzyjają. Generalnie jesteśmy już bardziej wsobni i można powiedzieć, że funkcjonujemy w kulturze pojedynczej, czyli coraz bardziej cenimy sobie komfort bycia samemu (czy samej) ze sobą, ze swoimi potrzebami, z własnymi zainteresowaniami, aniżeli we współdzielonej z innymi przestrzeni np. podwórka. 

I potem po antropologach zaczynają się tym zajmować psychologowie i psychoterapeuci. Niestety. 

Jest to na pewno problem cywilizacyjny i Wrocław też tę zmianę w relacjach ludzi i przestrzeni odczuwa. 

Wielkie problemy cywilizacyjne to także zmiany klimatu i ekologia. Jest pani koordynatorką Zespołu ds. zmian klimatu UWr oraz pełnomocniczką Dziekana WNHiP do spraw zrównoważonego rozwoju i relacji z otoczeniem społecznym. 

Tak, dlatego ważnym aspektem dydaktyki, którą rozwijam, jest uwrażliwianie osób studiujących na kwestie społeczne,  ekologiczne i klimatyczne. W naszej ofercie dydaktycznej znajduje się na przykład wykład „Antropologia społeczno-kulturowa wobec antropocenu i kryzysu klimatycznego”. Prowadzę również różne zajęcia fakultatywne, które rozwijają zmysł posthumanistyczny i postantropocentryczny, starając się pokazać osobom studiującym, że funkcjonujemy w rzeczywistości o charakterze splotowym i relacyjnym, gdzie to, co materialne, technologiczne, środowiskowe, ekonomiczne, kulturowe i społeczne splata się ze sobą. I że chcąc zrozumieć rzeczywistość, w której funkcjonujemy, nie ma sensu rozdzielać tych domen, przyjmując centralne ulokowanie człowieka w świecie.  Ta zmiana myślenia o rzeczywistości jako nie tyle antropocentrycznej i hierarchicznej, ile splotowej i relacyjnej jest dużym wyzwaniem także dla dydaktyki uniwersyteckiej. Natomiast odpowiedzialność ekologiczna i zrównoważona, przyjazna środowisku działalność to jest jedno z większych wyzwań, przed którym stoi dzisiaj uniwersytet. Dlatego też Zespół przygotował w ubiegłym roku Strategię odpowiedzialności klimatycznej UWr, która jesienią powinna być dostępna na stronie Uniwersytetu. W ramach WNHiP również przygotowaliśmy taką strategię dostosowaną do potrzeb Wydziału i mam nadzieję, że  krok po kroku będziemy realizować jej założenia z myślą o odpowiedzialności ekologicznej w różnych obszarach naszych działań. 

A co to znaczy – taka transdziedzinowość – w praktyce akademickiej? 

To przede wszystkim czerpanie z wiedzy, ale też z narzędzi, doświadczeń i perspektyw różnych dyscyplin, badaczy oraz partnerów społecznych. Jest to próba przekraczania naszego dotychczasowego myślenia antropologicznego, kulturoznawczego i filologicznego i każdego innego pozamykanego w granicach konkretnej dyscypliny. Chodziłoby o to, by sieciować te kompetencje i rozwijać różne projekty we współmyśleniu, krytycznej uważności i współpracy również z partnerami społecznymi.  Jest to  jak najbardziej możliwe w  dydaktyce uniwersyteckiej. Z taką myślą zaprosiliśmy tuż przed przerwą wakacyjną w ramach WNHiP UWr przedstawicieli instytucji miejskich i ośrodków kultury z Dolnego Śląska, by wraz z podmiotami społecznymi tworzącymi dotychczas działającą Radę Interesariuszy Zewnętrznych, współtworzyli Radę Regionalną, która formalnie rozpocznie swą działalność z początkiem roku akademickiego 2025/2026, by zacieśniać te współprace i poszerzać również ofertę i możliwości dydaktyczne w ramach Wydziału. 

A o czym piszą pani studenci prace licencjackie i magisterskie? O jakich zjawiskach antropologicznych? 

O bardzo różnych, zakres zainteresowań jest ogromny. Na przykład o wyraźnym trendzie  − eskapizmie w Bieszczady. Chętnie się dowiem, z jakich powodów niektórzy rzucają wszystko i chowają się w naturze. Piszą o trudnych relacjach społeczności lokalnych z kopalniami, elektrowniami, żyjących na terenach zasobnych w surowce; o przeobrażeniach życia społecznego, o spacerowaniu jako metodzie projektowania w architekturze, o wyzwaniach współczesnych miast, o kryzysie klimatycznym, permakulturze, o relacjach ludzi z materią, światem roślin, zwierząt i technologii. W Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej recenzowałam ostatnio prace magisterskie o zjawisku machismo w Meksyku, o współczesnych szamanach na Zachodzie. Powstają prace o kryzysie uchodźczym, o tym, co dzieje się w Polsce, w Europie i na świecie. Rozległość tych tematów jest szeroka i to cieszy, bo pokazuje, że przyszli absolwenci antropologii to osoby niezwykle pootwierane, ciekawe świata, uważne, a to przekłada się na to, jak wygląda wiedza antropologiczna i co staje się obszarem naszych zainteresowań i  badań. Niezwykle ważne jest docenianie dydaktyki, która nie jest traktowana poważnie na przykład w procesie ewaluacji. Dużo mówi się ostatnio o trzecim kryterium ewaluacji, czyli relacjach uniwersytetu z otoczeniem społecznym i gospodarczym, jakby zupełnie wyciszając przestrzeń dydaktyki, która tak na dobrą sprawę jest właśnie tym obszarem, w którym najczęściej w naturalny sposób te współprace z szeroko rozumianym otoczeniem, partnerami społecznymi są nawiązywane. Kiedy wychodzi się do najbliższej przestrzeni sąsiedzkiej uniwersytetu czy instytutu, czyli na ulicę, do ludzi, którzy mieszkają w określonej dzielnicy miasta − to właśnie tam nawiązuje się współpracę, to w tej przestrzeni tworzą się współzależności, napędza się współmyślenie. I to jest istotna przestrzeń dydaktyki. To przestrzeń, która sprzyja nawiązywaniu relacji z otoczeniem społecznym, ale też mocno wspiera społeczną wrażliwość i odpowiedzialność uniwersytetu. Dydaktyka odgrywa też istotną rolę w powstawaniu i przepływach wiedzy akademickiej, a te są wielokierunkowe i cyrkularne. Ta świadomość jest niezwykle istotna, a często jest to pomijane i rzadko dowartościowywane. 

Rzadko? Myślałem, że to zawsze było ważne. 

Zawsze się o tym mówiło, że dydaktyka akademicka jest istotna, ale dzisiaj lokujemy ją w szerszych kontekstach, zastanawiając się nad społecznymi potrzebami i problemami, na które powinien odpowiadać uniwersytet jako instytucja, jeśli akademia ma umacniać swoją istotną rolę w otoczeniu – środowisku, dzielnicy, mieście, w regionie. Nie prowadzimy badań i nie piszemy publikacji wyłącznie dla siebie, napędzając ruch i wymianę myśli w akademii. Często nie docenia się roli dydaktyki i szeroko pojętej edukacji w procesach wiedzotwórczych, a jest to istotny element rozwijania nauki społecznej, obywatelskiej, która staje się coraz wyraźniejszym nurtem nauki – nie tylko tej z przedrostkiem bio, techno, info, lecz także nauk społecznych i humanistyki.  
Na przykład w obecnym procesie ewaluacji, kiedy ocenia się działalność uniwersytetu jako instytucji, ale też nas jako akademików i akademiczki, sfera dydaktyki jest często niedostrzegana, gdyż uwaga koncentruje się na publikacjach i na projektach grantowych. Jest transparentna nawet w ocenie trzeciego kryterium, podczas gdy wiele relacji i wspólnych przedsięwzięć uniwersytetów z otoczeniem społecznym rozpoczyna się od wychodzenia do tzw. zewnętrza akademii w ramach zajęć uniwersyteckich. 

Skupiamy się na cytatach, punktach…. 

Tak, od pewnego czasu takie są zasady gry, że skupiamy się na punktach i  wszechobecna jest tzw. punktoza i grantoza. Nawiasem mówiąc, nauczyliśmy się tych reguł i zwykle nieźle sobie radzimy, choć krytycznie oceniamy neoliberalny, rynkowy system, który je napędza, podobnie jak światową tendencję upodabniania się uniwersytetów do nastawianych na zysk i konkurencyjność korporacji. Jest to jednak osobny wątek. Dydaktyka jest krwioobiegiem dla wiedzy akademickiej – pamiętamy o tym, nie tylko przy okazji nagród „najlepsi wśród najlepszych – w poszukiwaniu doskonałości dydaktycznej”, ale i na co dzień w uniwersyteckiej rzeczywistości i akademicko-społecznych współpracach. 

Nabór do III edycji nagrody dydaktycznej trwa! Zachęcamy do wzięcia udziału w konkursie!!!

Konkurs na nagrody dydaktyczne IDUB „Najlepsi wśród najlepszych – w poszukiwaniu doskonałości dydaktycznej” jest jednym z zadań programu „Inicjatywa Doskonałości – Uczelnia Badawcza (IDUB)” finansowanego ze środków przyznanych przez Ministra właściwego do spraw szkolnictwa wyższego i nauki na lata 2020-2026. . Konkurs ma na celu podnoszenia jakości kształcenia i promowania najlepszych praktyk w zakresie dydaktyki na Uniwersytecie Wrocławskim. W dwóch poprzednich edycjach konkursu wyłoniono łącznie 75 laureatów.

W konkursie o nagrodę dydaktyczną IDUB mogą brać udział nauczyciele akademiccy ze wszystkich jednostek UWr, zatrudnieni w dniu ogłoszenia konkursu w wymiarze pełnego etatu w grupie pracowników dydaktycznych, badawczo-dydaktycznych oraz badawczych. Szczegółowe zasady wnioskowania o nagrodę są dostępne na stronie IDUB

Przeczytaj o innych laureatach nagrody dydaktycznej IDUB:

Prof. dr hab. Dagmara Jakimowicz, Wydział Biotechnologii

Dr hab. Maciej Matyka, prof. UWr, Wydział Fizyki i Astronomii

Prof. Paweł Gawrychowski, Wydział Matematyki i Informatyki

Dr Regina Solova o dydaktyce przekładu

Dodane przez: Jacek Antczak
Data publikacji: 14.08.2025

Projekt „Zintegrowany Program Rozwoju Uniwersytetu Wrocławskiego 2018-2022” współfinansowany ze środków Unii Europejskiej z Europejskiego Funduszu Społecznego

NEWSLETTER
E-mail