
Hasła, które kształtowały Polskę – rozmowa z dr Martą Śleziak
W Wydawnictwie Uniwersytetu Wrocławskiego ukazała się właśnie książka dr Marty Śleziak pt. „Głosuj, broń, wybieraj. Polskie hasła polityczne z lat 1918–2020”. To książka-kompendium, uzupełnienie wiadomości z historii, wiedzy o społeczeństwie, ale przede wszystkim języka polskiego i tego, jak potrafimy my, jako obywatele lub rządzący, tworzyć hasła czy slogany.
Zapraszamy na rozmowę Marii Kozan z dr Martą Śleziak, adiunktką w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, która od lat zajmuje się badaniem polszczyzny, popularyzacją wiedzy o języku oraz archiwizacją unikalnych tekstów, takich jak dolnośląskie druki ulotne. Autorka książki podjęła niezwykle ważne i fascynujące zagadnienie: jak krótkie, często zwięzłe hasła polityczne nie tylko mobilizowały tłumy, lecz także stanowiły zwierciadło społecznych nastrojów, marzeń, lęków i podziałów na przestrzeni ponad stu lat polskiej historii – od odzyskania niepodległości w 1918 roku aż po współczesne protesty.
Maria Kozan: To nie pierwszy raz, kiedy zajmuje się pani tematyką polityki. W przeszłości opublikowała Pani kilka artykułów naukowych, które można uznać za zapowiedź najnowszej książki. Co zainspirowało Panią do podjęcia tematu haseł politycznych jako przedmiotu badań?
Marta Śleziak: Jest to ukoronowanie moich kilkuletnich refleksji nad hasłami w ogóle. Informację na temat tego, co te badania zapoczątkowało, zawarłam na początku książki: w przypisie przywołuję wspomnienie przełomu lat 2018 i 2019, niedługo po obronie mojego doktoratu, gdy w trzyosobowym gronie żywo dyskutowaliśmy nad językiem polityki – profesor Irena Kamińska-Szmaj, dr Marcin Poprawa i ja. Dyskurs polityczny bardzo nas interesował, inspirował i był przedmiotem wielu naszych rozmów.
Właśnie wtedy przyszedł mi do głowy pomysł, by gromadzić hasła polityczne, ale w szerszym ujęciu. Bardzo zależało mi na tym, by pokazać, jak hasła ewoluują, jak się zmieniają, czy ich twórcy powielają znane i sprawdzone słowa. To mnie najbardziej interesowało, nie tylko współczesność, ale także to, czy np. pięćdziesiąt lat temu hasła wyglądały podobnie. I właśnie od tego wszystko się zaczęło.
Druga istotna kwestia, która leży u podstaw tej książki, wiąże się z próbą oddania głosu różnym warstwom i grupom społecznym. Bardzo zależało mi na tym, aby uwidocznić, że hasło polityczne nie jest wyłącznie domeną polityków. Kiedy pisałam pracę magisterską na temat kampanii wyborczej z 2010 roku, natrafiałam na publikacje poświęcone językowi polityki, które wyraźnie akcentowały, że jest on domeną polityków, dziennikarzy oraz osób zawodowo zajmujących się tą dziedziną. Hasło polityczne, zgodnie z takim podejściem, traktowane było niemal wyłącznie jako coś, co pochodzi bezpośrednio od polityków – coś, co pojawia się na wiecach wyborczych, w trakcie kampanii, jako slogan typowy dla materiałów wyborczych itd.
A jednak z moich obserwacji wynikało coś innego. Zauważyłam, że jeśli chodzi o funkcję, nie ma istotnej różnicy między hasłem skandowanym podczas protestów społecznych a tym, które pochodzi od polityków. Hasło wykrzykiwane przez społeczność, grupę zawodową, protestujących, strajkujących jest również osadzone w kontekście politycznym i ma konkretny cel: zmianę rzeczywistości, w której ci ludzie żyją.
Jakie miejsce zajmują hasła i slogany w komunikacji politycznej?
Hasło polityczne definiuję jako zwięzłą, stylistycznie wyrazistą formułę słowną skierowaną do masowego odbiorcy, niosącą przekaz nacechowany agitacyjnie lub perswazyjnie. Moje pytanie badawcze dotyczyło również tego, czy hasło polityczne jest tożsame ze sloganem. Ostatecznie zdecydowałam się napisać osobny artykuł na ten temat, który ukazał się w czasopiśmie „Stylistyka” pod koniec 2024 roku. Na podstawie analizy źródeł korpusowych i słowników wykazałam, że pojęcie „sloganu” jest postrzegane bardziej negatywnie niż „hasło”. Slogan kojarzy się z czymś wyświechtanym, reklamowym, mającym za zadanie zmanipulować odbiorcę, przedstawić rzeczywistość w sposób uproszczony, perswazyjny, często iluzoryczny.
Natomiast hasło polityczne bywa postrzegane jako nośnik wzniosłych idei, zachęta do działania, i niekoniecznie ma negatywne konotacje. Tak wynika zarówno z definicji słownikowych, jak i z analizy faktycznego użycia tych terminów. Okazuje się, że choć w języku potocznym hasło i slogan często funkcjonują jako synonimy, to jednak istnieje między nimi subtelna różnica, którą intuicyjnie potrafimy wychwycić.
To była trzecia kwestia leżąca u podstaw powstania tej książki. Wzorem prof. Janiny Fras, badaczki z naszego uniwersytetu, zdecydowałam się wyodrębnić kategorię hasła politycznego jako odrębnego gatunku wypowiedzi politycznej. Uważam, że hasło polityczne przynależy zarówno stronie rządzącej – politykom, osobom pretendującym do zdobycia władzy, partiom politycznym – jak i społecznościom: grupom zawodowym, protestującym, uczestnikom strajków, których działania mają wyraźny kontekst polityczny. I to właśnie ten kontekst jest kluczowy.
Podsumowując, mogłabym wskazać trzy główne impulsy, które zadecydowały o powstaniu tej książki. Po pierwsze, środowisko naukowe, z którego się wywodzę, czyli badania nad dyskursem politycznym w Instytucie Filologii Polskiej. Po drugie, chęć prześledzenia ewolucji hasła i ukazania jego dwutorowości – tego, że należy ono zarówno do języka władzy, jak i obywatelskiego sprzeciwu. Po trzecie, potrzeba ukazania hasła politycznego jako osobnego gatunku wypowiedzi, zakorzenionego głęboko w kontekście politycznym.
Czy któryś z analizowanych okresów historycznych szczególnie panią zaskoczył pod względem liczby, jakości albo funkcji haseł politycznych?
Kiedy w latach 2018–2019 rozpoczęły się nasze dyskusje w gronie naukowym, pojawił się pomysł przygotowania słownika haseł politycznych, leksykonu, który miałby pokazać szeroką reprezentację haseł pochodzących z różnych epok. Zależało nam na tym, by uwzględnić hasła charakterystyczne dla różnych okresów w historii Polski. Wyodrębniliśmy więc typowe dla ostatniego stulecia etapy: II Rzeczpospolitą, czasy PRL i III Rzeczpospolitą. Okres wojny i okupacji został już wcześniej opracowany przez innych autorów – zajmował się nim profesor Marcin Poprawa, więc nie włączaliśmy go do naszych zbiorów. Stworzyliśmy matrycę, na którą nanieśliśmy kluczowe wydarzenia polityczne danego okresu. Na tej podstawie zaczęliśmy gromadzić hasła, które być może w przyszłości znajdą się w leksykonie haseł politycznych.
Kiedy rozpoczęłam pracę nad książką, zależało mi nie tylko na pokazaniu bogactwa zgromadzonych haseł, lecz także na zbadaniu, jak przebiegała ewolucja samego hasła politycznego. Chciałam przeanalizować, od czego się zaczyna, jakie motywy, słowa-klucze i symbole polityczne są najczęściej wykorzystywane, jakie słownictwo wartościujące pojawia się najczęściej. Interesowało mnie, czy współczesne hasła nawiązują do dawnych, czy widoczne są pewne tendencje i powtarzalne struktury. Z tego powodu zbiór haseł cały czas jest przez nas rozbudowywany – nieustannie nad nim pracujemy i dążymy do jego udoskonalenia.
A jak wyglądał ten proces w przypadku pani książki?
W pracy nad książką wybrałam elementy, które wydały mi się najistotniejsze. Z okresu II Rzeczypospolitej wyodrębniłam kampanie parlamentarne. Ukazały mi one zupełnie inną rzeczywistość społeczną niż ta, którą znamy dziś. Na przykład nie istniała wtedy cisza wyborcza, a agitacja trwała do dnia wyborów, co było dla mnie zaskoczeniem. Kluczem doboru materiału było przeszukiwanie doniesień prasowych oraz druków ulotnych związanych z wyodrębnionymi wydarzeniami.
Z II RP wyróżniłam trzy tematy: kampanie parlamentarne, wojnę polsko-bolszewicką (istotną ze względu na społeczną mobilizację i jednoczenie narodu przeciwko wspólnemu wrogowi – bolszewikom), oraz kampanie plebiscytowe na Górnym Śląsku. Temu ostatniemu tematowi poświęciłam wcześniej osobny artykuł, ale tutaj rozszerzyłam perspektywę i porównałam te trzy obszary.
Z okresu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej skupiłam się na wątkach, które uznałam za szczególnie interesujące z punktu widzenia języka haseł. Nie chciałam podążać utartymi ścieżkami, bo literatura na temat języka PRL-u jest bardzo bogata. Wybrałam więc tematy typowe dla haseł, takie jak: referendum ludowe i wybory do Sejmu Ustawodawczego, plany gospodarcze, sposób mówienia o „bratnich narodach” czy o wrogach systemu, np. Kościele katolickim, syjonistach czy tzw. reakcji.
W tym rozdziale uwzględniłam również ogólnopolskie strajki, które ze względu na ich społeczny charakter były dla mnie bardzo ważne. Strajki te obfitowały w hasła, a analiza ich języka pokazała, jak charakterystycznie hasła potrafią się skracać i upraszczać w sytuacjach walki o prawa obywatelskie. Zdecydowałam się również wyodrębnić moment przełomowy – wybory z 4 czerwca 1989 roku – który pozwolił zobaczyć, jak wyglądała kampania zarówno ze strony koalicji partyjno-rządowej, jak i Solidarności.
Wreszcie w odniesieniu do III Rzeczypospolitej wybrałam trzy główne obszary: kampanie parlamentarne, kampanie prezydenckie oraz protesty społeczne. Choć protesty nie zajmują dużej objętości w książce, są dla mnie niezwykle ważne, a zawarty w nich materiał okazał się bardzo istotny dla całości opracowania. Tak więc materiał w książce rozłożył się na przestrzeni stu lat, obejmując różne formy i konteksty funkcjonowania haseł politycznych.
I tak właśnie przy okazji tych protestów, o których pisze pani mniej, ale myślę, że mimo wszystko warto poruszyć wątek obecności kobiet w polskich hasłach politycznych XX i XXI wieku. Jakie zmiany w aktywności kobiet oraz w formie kobiecych haseł, zaobserwowane w badanym przez Panią okresie, mówią o ich roli w polskim dyskursie publicznym i politycznym?
W 2020 roku żyliśmy wydarzeniami związanymi ze Strajkiem Kobiet, który odbił się szerokim echem w przestrzeni publicznej. Kobiety masowo wychodziły na ulice, domagając się swoich praw. Pamiętam wówczas liczne hasła, które pojawiały się na transparentach, banerach i innych materiałach – były one wyrazem społecznego sprzeciwu i determinacji uczestniczek protestów.
W 2016 roku, w czasie fali protestów i Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, a potem w 2020 roku, dużo mówiło się o tym, że gniew kobiet był bezprecedensowy, że hasła były wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju. I rzeczywiście, one takie były, gdyż cechowały się niezwykłą kreatywnością, ale jednocześnie miały swoje wcześniejsze odpowiedniki – na przykład rok 1989 i hasła kobiet protestujących przeciwko zakazowi aborcji, które brzmiały: „Wolność sumienia — to trzy lata więzienia”, „Gdy patentex będzie wszędzie, to skrobanek też nie będzie” (Patentex Oval to importowane z Jugosławii globulki antykoncepcyjne), „Niech decydują panny, a nie sutanny”. To są hasła, które równie dobrze mogłyby pojawić się na współczesnych transparentach. Samo wyrażanie postawy poprzez hasła, szczególnie w przypadku kobiet, nie jest więc niczym nowym. Podobne wrażenie zrobiło na mnie przeanalizowanie haseł Pomarańczowej Alternatywy z lat 80. – formuł niezwykle ironicznych, sarkastycznych, wykorzystujących grę słów i nawiązania intertekstualne. Wśród nich są takie formuły, jak: „Soviet tanks? NO, thanks!”, „1917 – rower + polucja = rewolucja”, „Pomóż Milicji — pobij się sam”. Choć czasy się zmieniły, dobrze kojarzymy tę ironię – z hasłami z drugiej dekady lat dwutysięcznych.
W odniesieniu do haseł kobiecych zaskoczyło mnie także to, jak zmieniała się natura tych formuł: jakiej potocyzacji ulegały – a często odwrotnie: celowej archaizacji – jak zaczęły wykorzystywać wulgarność jako narzędzie ekspresji. Jako językoznawczyni nie oceniam, czy to dobre, właściwe czy estetyczne, uważam, że wulgaryzmy to bardzo istotny element języka. Ich funkcja i siła wyrazu mają ogromne znaczenie w kontekście komunikacji społecznej. Gdyby te hasła nie wydały się komuś ważne, po prostu by ich nie było. Jeśli język tych przekazów uległ takiej wulgaryzacji, to znaczy, że był ku temu powód bardzo osobisty, personalny, ale także wynikający z okoliczności społecznych i społeczno-politycznych. Musiał istnieć jakiś wyzwalacz, który spowodował, że hasła przybrały taką formę. W książce cytuję stanowiska językoznawców, które przedstawiają dwie strony tego zagadnienia. Niektórzy z nich popierają tę tendencję, dostrzegając w niej zrozumiałą reakcję. Inni natomiast uważają, że wulgaryzmy nie powinny pojawiać się w języku przestrzeni publicznej, ponieważ nie licuje to z kulturą debaty. Co ciekawe, po zarzutach dotyczących zbytniej wulgaryzacji hasła ulegały modyfikacjom – zastępowano je sformułowaniami typu „Umykajcie chyżo” czy „Cni mężowie, oddalcie się”, co pokazuje niezwykle wysoką świadomość językową użytkowników i użytkowniczek polszczyzny. Dla mnie to również dowód na niezwykłą plastyczność i bogaty potencjał języka.
W książce wspomina Pani o szczegółowo zaplanowanej ekscerpcji materiału, prowadzonej zgodnie z rygorami prac akademickich. W jaki sposób przebiegał proces gromadzenia i selekcji haseł do analizy? Jakie źródła prasowe, historyczne czy wizualne uznała Pani za kluczowe?
Kiedy opracowałam matrycę najważniejszych wydarzeń, na które chciałam zwrócić uwagę, dobierałam źródła w taki sposób, aby jak najpełniej ukazały mi dane zjawisko. Na przykład w przypadku II Rzeczypospolitej brałam pod uwagę materiały prasowe reprezentujące różne strony sceny politycznej: lewicowe, prawicowe i centrowe wydawnictwa. Szczególną uwagę poświęciłam kampaniom parlamentarnym. Nie mam teraz przy sobie notesu, ale zapisałam tam bardzo wiele numerów czasopism – odnotowałam, co już przeanalizowałam, a czego jeszcze nie.
Chylę czoła przed wszystkimi, którzy tworzą i obsługują repozytoria cyfrowe, ponieważ zaoszczędziło mi to mnóstwo czasu. Dzięki nim nie musiałam prowadzić kwerendy wyłącznie w bibliotekach, lecz mogłam oprzeć się na cyfrowych zbiorach prasowych. Jestem ogromnie wdzięczna wszystkim, którzy digitalizują materiały i dbają o ich dostępność.
W odniesieniu do PRL-u, gdy korzystałam m.in. z zapisów Polskiej Kroniki Filmowej czy archiwalnych fotografii, również repozytoria odegrały kluczową rolę. Korzystałam też ze źródeł historycznych, książek poświęconych danym wydarzeniom, w których często cytowano ówczesne hasła. Dodatkowo odwiedziłam Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku, by przejrzeć materiały archiwalne i zobaczyć, jak reporterzy rejestrowali ważne momenty. Tam natrafiłam na transparenty z okresu czerwcowych wyborów w 1989 roku. Pomocne były dla mnie zarówno albumy, jak i opracowania historyczne.
Jeśli chodzi o III RP, korzystałam m.in. z wydawnictw politologicznych publikujących materiały wyborcze (np. programy partii i kandydatów na prezydenta), relacji prasowych i internetowych, a także tradycyjnych doniesień gazetowych, reporterskich i fotograficznych. Starałam się uwzględniać obie perspektywy, społeczną i polityczną, oraz różnorodne orientacje polityczne. Bardzo zależało mi na tym, żeby pokazać możliwie najbardziej zróżnicowany pejzaż haseł. Mam nadzieję, że to się udało.
Wiem, że w Instytucie Politologii Uniwersytetu Wrocławskiego gromadzone są ulotki z poprzednich i aktualnych kampanii wyborczych. Służą one później albo do analiz, albo po prostu jako element tworzenia własnej bazy materiałów. Być może coś takiego rzeczywiście istnieje, bo pamiętam, że kiedyś – podczas jednej z ostatnich kampanii – ktoś wspominał, że jeśli w mojej miejscowości rodzinnej natrafię na jakieś ulotki, warto je zebrać i przekazać właśnie do nich.
Bywa tak, że kiedy ktoś wie, iż dana osoba interesuje się określonym tematem, zaczyna jej dostarczać materiałów. Tak właśnie było w moim przypadku z moimi wspaniałymi studentami. Podczas zajęć ze stylistyki praktycznej, gdy w dyskusji pojawił się temat haseł politycznych, moje grupy, wiedząc, że je gromadzę, zwracały moją uwagę na ciekawe przykłady. To było naprawdę fascynujące.
Sama intensywna praca nad książką, to znaczy pisanie, trwała rok, ale przygotowania, zbieranie materiałów i analizowanie ich zajęły kilka lat: od 2018/2019 roku aż do momentu oddania książki do wydawnictwa. To był długi, ale bardzo inspirujący proces.
W swojej książce wielokrotnie podkreśla Pani, że hasła polityczne nie tylko odzwierciedlają rzeczywistość społeczną, ale również potrafią ją kształtować, prowokują działania, budzą emocje, integrują lub antagonizują. Czy może Pani wskazać przykłady haseł, które w Pani ocenie realnie wpłynęły na przebieg wydarzeń politycznych lub wywarły trwały wpływ na świadomość społeczną Polaków? Myślę tutaj zarówno o klasycznych formułach, jak „Bóg, Honor, Ojczyzna” czy „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się”, jak i o współczesnych, protestacyjnych hasłach skandowanych na ulicach. Jak ocenia Pani ich sprawczość komunikacyjną? Czy i kiedy hasło może być impulsem zmiany, a nie tylko jej odzwierciedleniem?
Hasła zawsze odgrywały znaczącą rolę, były wyrazem indywidualnych i zbiorowych postaw i emocji. W styczniu 1919 roku ludność Warszawy witała Ignacego Paderewskiego okrzykami „Witaj, zwiastunie mocy i potęgi!”, „Stolica Polski wita Cię, Orędowniku nasz!”. A dwa miesiące wcześniej na listopadowej manifestacji niesiono transparenty z napisami „Łączmy się!”, „Niech żyje Ameryka!”, „Niech żyje Wilson!”, „Niech żyje wojsko polskie!”. Ale dawna prasa pokazuje jeszcze coś innego. Skandowanie haseł „Niech żyje Lenin i Trocki!” czy „Niech żyje sowiecka Rosja!” w listopadzie 1918 roku sprowokowało bójkę, co jedna z gazet skomentowała: „Gdyby nie pomoc oficerów i żołnierzy polskich, prowokatora rozszarpano by żywcem”. Nawet sto lat po tych wydarzeniach daje się wyczuć, czytając relacje prasowe, niezwykłe emocje Polaków, zachowane – no właśnie! – w przytoczonych hasłach.
W czasie PRL-u monopol na hasła miała strona rządząca – te formuły były niezwykle długie, rozbudowane, pełne ozdobników i gloryfikacji na cześć dygnitarzy, sąsiada ze Wschodu czy wielkich pojęć, takich jak pokój czy współzawodnictwo. Ale przyjrzenie się hasłom z tzw. „polskich miesięcy” obnaża bezlitosną rzeczywistość tamtych lat, choć także kreatywność językową ruchów robotniczych i społecznych. To wtedy hasło skraca się maksymalnie, w minimum słów zawiera się maksimum postulatów, a przy okazji groza sytuacji: „Chleba”, „Prasa kłamie”, „Precz z Moskalami”, „Wojsko do koszar”.
Współcześnie, kiedy mamy do czynienia z wieloma źródłami przekazu, samo hasło, żeby było skuteczne, musi spełniać więcej funkcji niż tylko zachęta do działania. Musi zaskakiwać, prowokować refleksję, angażować. Dlatego coraz częściej nawiązuje do popkultury, bywa mrugnięciem oka do odbiorcy. Ma inną funkcję, bo inna jest medialna rzeczywistość: kiedyś hasła były jednym z nielicznych komunikatów, dziś konkurują z setkami innych treści. Hasła Młodzieżowego Strajku Klimatycznego kumulują w sobie takie właśnie zabiegi: graficzne i dźwiękowe zabawy słowem, ironię, polisemię, intertekstualność. Na przykład hasła „Po co mam się uczyć, skoro wy nie słuchacie uczonych”, „Bez naszej złości nie ma przyszłości” czy „Bądź dalEKOwzroczny” ujawniają dużą wrażliwość młodych ludzi na słowa.
Jednocześnie wciąż istnieją pewne wartości, których naruszenie powoduje żywą reakcję. Przykładem jest sparodiowanie obecnego w przeszłości na sztandarach hasła „Bóg, Honor, Ojczyzna”, które przeformułowano na „Bób, hummus, włoszczyzna”, a podpisały się pod nim polityczki, co wywołało lawinę komentarzy i oburzenia. Ta reakcja pokazała, że istnieje pewna grupa haseł szczególnie istotnych dla danej społeczności. Są one głęboko zakorzenione w kulturze, tradycji, tożsamości narodowej i dlatego każda ich modyfikacja wywołuje reakcję. Najczęściej negatywną, szczególnie gdy obiektem parodii stają się istotne dla narodu wartości.
A jak to wygląda dziś, w dobie mediów społecznościowych i popularności memów? Czy to również wpłynęło na zmianę podejścia do haseł i ich funkcji?
Tak, i myślę, że to bardzo wyraźnie widać było w hasłach z protestów kobiet, ale też w protestach innych grup społecznych. Pojawiały się na przykład graficzne eufemizmy, jak osiem gwiazdek, albo ilustracje towarzyszące konkretnym hasłom. To sprzężenie słowa i obrazu nie tylko nadawało kontekst, ale też niosło często prześmiewczy ton. Fascynujące wydały mi się także pełne absurdu hasła zaczerpnięte z publicznych sporów między kibicami klubów sportowych, np.: „[X] myśli, że in vitro to pizzeria”, „[Y] myśli, że Mazurek Dąbrowskiego to ciasto”, „[Z] robi herbatę na wodzie po pierogach”. Wszystkie te zabiegi pokazują, że współcześnie hasło musi nie tylko nawoływać do działania, ale również wywoływać emocje, uruchamiać skojarzenia, zaskakiwać. Ta intensywność może przybierać różne formy – wulgarność, odniesienia do popkultury czy gry intertekstualne.
Pani książka kończy się na 2020 roku – czasie szczególnie intensywnym pod względem języka politycznego, ze względu na wybory prezydenckie oraz protesty społeczne. Czy jako badaczka i obserwatorka życia publicznego śledziła Pani także późniejsze kampanie, zwłaszcza wybory parlamentarne w 2023 roku i kampanię prezydencką w tym roku? Czy dostrzega Pani jakąś kontynuację, a może jakościową zmianę w treści i formie haseł oraz sloganów, szczególnie w kontekście wystąpień i przekazów kandydatek i kandydatów, którzy często posługują się kontrowersyjnym, skrajnym lub teatralnym językiem?
Być może, ale to już inna kwestia – tych haseł jest bardzo wiele, więc trudno mi się jednoznacznie wypowiedzieć. Jako odbiorczyni tych komunikatów zauważyłam jednak, że wykorzystywane są te same symbole polityczne oraz hasła odwołujące się do wspólnych wartości: ojczyzny, tradycji, pokoju czy wolności. A więc do wszystkiego, co Walery Pisarek nazwał kiedyś mirandami – wyrażeniami, które mają jednoznacznie pozytywny charakter. Niezależnie od tego, kto odbiera te komunikaty, czy są to osoby z prawej, lewej, czy środkowej części sceny politycznej – te pojęcia odbierane są pozytywnie przez wszystkich. I dlatego właśnie hasła polityków mogą nam się wydawać podobne, nieatrakcyjne. W tym kontekście społeczne hasła wyróżniają się dużo bardziej, są wyjątkowe, niosą inne wartości i często są bardziej dosłowne.
Faktycznie, najczęściej przyjmuje on formę nazwiska kandydata, np. na urząd prezydenta, połączonego z rokiem kampanii. W swojej książce wspomina Pani również poprzednią kampanię prezydencką, w której brał udział Grzegorz Braun – jego hasła były wówczas bardzo podobne do obecnych. Nawet przy powitaniach podczas debat telewizyjnych, kiedy kandydaci się przedstawiali, w jego wypowiedziach zawsze pojawiał się wątek religijny albo całe sformułowania, które powtarzał za każdym razem.
U tego kandydata było to widoczne już we wcześniejszych kampaniach, można więc mówić o kontynuacji.

Podczas lektury Pani książki odnosiłam wrażenie, że ma ona ogromny potencjał edukacyjny – zarówno na zajęciach z retoryki na studiach, ale też na lekcjach z języka polskiego, jak i wiedzy o społeczeństwie czy historii w szkole ponadpodstawowej. Dzięki połączeniu analizy językowej z tłem historyczno-politycznym, książka może inspirować młodych ludzi do świadomego uczestnictwa w debacie publicznej i krytycznego spojrzenia na komunikację polityczną.
Przez lata śledziła Pani tak wiele formuł i wypowiedzi, czy są wśród nich hasła, które szczególnie Panią poruszyły, zapadły w pamięć lub może przeciwnie – rozbawiły, zaskoczyły swoją formą lub skutecznością? Jednym słowem, ma Pani swoje „ulubione” hasła z analizowanego okresu?
Hasła polityczne i społeczne są niezwykle wdzięcznym materiałem edukacyjnym. Pokazują, jak niezmienna jest natura polityki i protestów społecznych – walczono o podobne wartości zarówno pod koniec lat 40., w latach 80., jak i dziś, gdy domagano się podwyżek czy lepszych warunków pracy. Motywy te pozostają niezmienne. Z tych haseł można więc dowiedzieć się wiele o historii, ale ich ogromny potencjał dydaktyczny tkwi także w tym, że pomagają zrozumieć, jak się nas „kupuje”.Jest nawet książka zatytułowana Potęga perswazji. Jak się nas kupuje i sprzedaje autorstwa Roberta Levine’a.
Hasła reklamowe mają za zadanie wzbudzić w nas potrzebę posiadania danego produktu lub usługi. Podobnie hasła polityczne kształtują nasz ogląd rzeczywistości. Przykładowo, gdy mówimy o „dobrej zmianie”, to nie jest to neutralne wyrażenie – niesie ze sobą określony cel polityczny i jest kalką narzuconą przez rządzących.
Podobnie w historii istnieją zestawy słów, które pojawiając się razem, wpływają na to, jak interpretujemy rzeczywistość. Dlatego tak ważne jest, by młodzi ludzie zrozumieli, że język używany w sferze publicznej nie jest przypadkowy, a to, jak mówią do nas politycy, ma wywołać określony efekt. Chodzi o uwrażliwienie młodych na takie zjawiska jak perswazja, manipulacja czy agitacja, by potrafili rozpoznać różnice między tymi pojęciami i świadomie odbierać komunikaty. Świadomość, że ktoś chce wywrzeć na nas wpływ i zmienić nasze postawy, pomoże lepiej interpretować otaczającą rzeczywistość. W dzisiejszym świecie, zalewani komunikatami zewsząd, trudno oddzielić prawdziwe intencje, a nawet odróżnić fałsz od prawdy, dlatego ta wiedza jest tak potrzebna.
Czy w polityce w ogóle można mówić o prawdziwych intencjach nadawcy? To pozostaje kwestią do dyskusji. Jednak warto uwrażliwić młode osoby na fakt, że użycie języka w przestrzeni publicznej jest zawsze celowe i często odwołuje się do przeszłości. Osoby, które kierują do nas różnorodne komunikaty – zwłaszcza polityczne – są doskonale przygotowane, zarówno historycznie, jak i teoretycznie. Opanowały techniki i mechanizmy wpływania na zachowania społeczne, dlatego dobór odpowiednich słów i symboli politycznych nie jest przypadkowy, lecz ma konkretny cel.
A teraz, czy zamierza Pani kontynuować analizę haseł politycznych po 2020 roku, a może poszerzyć swoje zainteresowania o inne formy wypowiedzi politycznej, np. przemówienia, memy, komentarze internetowe? Czy pracuje Pani obecnie nad całkowicie nowym projektem, materiałem badawczym?
Obecnie analizuję projekt związany z grantem IDUB – Korpus polskich haseł i sloganów politycznych z lat 1918–2020. Projekt trwa do końca 2025 roku, więc wszystkie materiały, które zebrałam do książki, zostaną udostępnione w ogólnodostępnej bazie, umożliwiającej wyszukiwanie po słowach kluczowych. Projekt jest już na ukończeniu, a ja planuję złożyć wniosek do Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki o rozbudowę tej bazy oraz stworzenie nowej, która obejmowałaby hasła nie tylko z okresu, którym się zajmowałam, ale również bardziej współczesne i starsze, jeśli badania pozwolą je wyodrębnić.
Marzę także o stworzeniu europejskiej bazy tego typu, choć na razie pozostaje to w sferze naukowych planów i aspiracji.
Zbliża się kolejna edycja Dolnośląskiego Festiwalu Nauki we wrześniu. Czy może pani zdradzić, jakie zagadnienia językowe zostały przez pani zespół zaplanowane?
Z Dolnośląskim Festiwalem Nauki jestem związana od kilkunastu lat. Zaczęło się jeszcze na studiach, gdy w ramach praktyk studenckich pracowałam w biurze festiwalowym. Bardzo dobrze wspominam ten czas, bo miałam okazję zobaczyć od kuchni, jak przygotowuje się tak duże przedsięwzięcie jak festiwal. Później wracałam tam co roku, zajmując się sprawami promocyjnymi związanymi z działalnością biura.
Kiedy już byłam na studiach doktoranckich i później, świeżo po obronie, sama organizowałam różne wydarzenia, zachęcałam swoich studentów i koło naukowe do organizowania przedsięwzięć, które cieszyły się dużym zainteresowaniem. Jeździliśmy wtedy do Ząbkowic Śląskich, gdzie organizowaliśmy dyktando, konkurs wiedzy o współczesnej polszczyźnie oraz różnego rodzaju warsztaty, na przykład z reklamy czy polszczyzny mówionej. Wszystkie te wydarzenia wspominam bardzo dobrze, cieszyły się one ogromną popularnością.
Nieco zwolniłam tempo, gdy zaczęłam pracować nad książką, ale planuję wrócić do tej aktywności. Regularnie co roku, z przerwą na czas pandemii, biorę udział w wydarzeniach organizowanych dawniej w Parku Wiedzy, a teraz w Miasteczku Naukowym DFN, gdzie prowadzimy stałe stoisko: Mobilną Poradnię Językową. Mamy tam zestaw zagadek, quizów i ciekawostek językowych, które są adresowane do osób w każdym wieku, od małych dzieci zainteresowanych logopedycznymi ćwiczeniami czy kalamburami, przez uczniów szkół podstawowych i liceów, aż po dorosłych i seniorów. Dla każdego staramy się przygotować coś interesującego, związanego z polszczyzną, np. odmianę nazwisk, co zawsze wzbudza wiele emocji, feminatywy i inne zagadnienia, które naukowo mnie fascynują, a jednocześnie mogą być ciekawe dla odbiorców. Zapraszam więc do Mobilnej Poradni Językowej. W tym roku będziemy tam ze stoiskiem w sobotę 13 września.
Czy tematyka polityczna będzie również obecna?
Nie, choć rozmowy z odwiedzającymi zawsze zmierzają w nieoczekiwanych kierunkach. Czasem rozmawiamy o historii języka, innym razem o języku mediów, reklamie, często też pojawia się temat stylu urzędowego, który bywa poddawany dyskusji. Czasem rozmowa schodzi też na politykę. Zobaczymy, jak tym razem się potoczy.
I ostatnie pytanie związane z książką: czy ma pani swoje ulubione hasło polityczne?
Jest takie jedno, które towarzyszyło mi, gdy pisałam książkę i które wtedy było moim ulubionym – „Żadnych haseł, tylko fakty”. Pokazuje ono, że tak naprawdę odżegnujemy się od haseł, nie chcemy być z nimi kojarzeni, bo mają moc zmieniania rzeczywistości, więc przyznajemy się tylko do faktów. A jednocześnie ujmujemy to w formie hasła. I ów paradoks jest dla mnie niezwykle ciekawy.

_____________________
Przypominamy, że już w najbliższy czwartek 26 czerwca o godz. 18:00 odbędzie się spotkanie autorskie z dr Martą Śleziak w ramach cyklu Z przypisami (we współpracy z Wrocławskim Domem Literatury). Autorka zaprezentuje książkę „Głosuj, broń, wybieraj. Polskie hasła polityczne z lat 1918–2020” — analizę ponad 2000 haseł politycznych, które odzwierciedlają zmiany społeczne, kulturowe i językowe w Polsce. Zapraszamy!
Data publikacji: 24.06.2025
Dodane przez: M.K.