Logo Uczelnia Badawcza
Logo Arqus
Logo Unii Europejskiej
biblioteka na Szajnochy
Fot. Paweł Piotrowski

Kordian na Szajnochy, czyli archiwum w Hogwarcie

Stało się, jeden z najpiękniejszych, najbardziej tajemniczych i intrygujących  budynków centrum Wrocławia, dawna siedziba Biblioteki Uniwersyteckiej, pozostanie własnością Uniwersytetu. Do zabytkowego gmachu, czyli do – jak się o nim mówi – wrocławskiego Hogwartu – przeniesie się Archiwum Uniwersytetu Wrocławskiego.

Ze względu na niepowtarzalny i chroniony charakter budynku przy ulicy Szajnochy 7/9 będzie to kosztowne przedsięwzięcie, ale władze uczelni zapewniają, że decyzja już zapadła i zabytek pozostanie w strukturach uczelni. Tym bardziej, że praktycznie, mimo kilku prób nie było chętnych na zakup obiektu. Nawet wielkiego magazynu z półkami na książki nie można byłoby przebudować. – Zamierzamy więc zaadaptować budynek na archiwum uniwersyteckie – mówi rektor Uniwersytetu Wrocławskiego profesor Robert Olkiewicz. – To oczywiście nie nastąpi szybko. Ale nasze archiwum, które mieści się przy ulicy Szewskiej, dosłownie pęka już w szwach. Stąd decyzja o przywracaniu funkcji użytkowej budynkowi biblioteki na Szajnochy.

A to zabytek z niezwykłą historią, tą najnowszą i tą starszą, przedwojenną… I z duchami.

Biblioteczne zjawy i serial o Breslau

– Przypomina Hogwart z Harry’ego Pottera? Być może, być może, ale na pewno jest to budynek z duszą, a może i z duchami – mówi tajemniczo pani portierka, która pracuje tu od pięciu lat. I upiera się, że nocami słyszy skrzypienia na schodach klatki schodowej. Klatki schodowej, którą zna każdy, kto kiedykolwiek korzystał z legendarnej akademickiej wypożyczalni. Być może to duchy bibliotekarzy, którzy przez ponad sto lat, od końca XIX wieku aż do 2012 roku, przenosili tu miliony książek, które wypożyczali i z których korzystali „na miejscu” studenci i naukowcy.

– O duchach nic nie wiem, ale z pewnością ostatnio mamy tu wiele postaci ze Słowackiego czy innych klasyków, nie tylko w książkowych – mówi Katarzyna Bondarczuk. Kierownik obiektu z Działu Gospodarki Nieruchomościami Uniwersytetu Wrocławskiego oprowadza nas po kilkupiętrowym gmachu, składającym się z dziesiątek sal, korytarzy i zakamarków. – Ten budynek zachwyca z zewnątrz i od wewnątrz oraz wciąż intryguje i inspiruje.Na przykład filmowców. W ostatnich latach kręcono tu chociażby „Kordiana” z Cezarym Pazurą, Krzysztofem Wakulińskim i Mariuszem Kiljanem, film Jana Holoubka o sprawie Tomasza Komendy, powstały też fabuły „Das Weisse Haus am Rhein” w reżyserii Thorstena Schmidta, „Oderbuch” Christiana Alvarta czy „Mamka” Magnusa von Horna. – wylicza Katarzyna Bondarczuk. Budynek był już pałacem, szwalnią, czy fabryką. A „z zewnątrz” zagrał ważne role w przebojach kinowych „Kajtku Czarodzieju” Magdaleny Łazarkiewicz (absolwentki kulturoznawstwa na UWr) i „Filipie” Michała Kwiecińskiego. Teraz też na korytarzu spotykamy dwoje scenografów zachwyconych bibliotecznymi pomieszczeniami na piętrze. Tym razem to przymiarki do serialu fabularnego pt. „Breslau”. Nie chcieli zdradzić czy chodzi o ekranizację kryminałów słynnego uniwersyteckiego filologa klasycznego, który akcję swoich powieści też osadzał w przedwojennym Wrocławiu, także na uniwersytecie. Filmowcy pokochali więc ten obiekt, historycy zresztą też – studenci właśnie mają zajęcia w dawnej czytelni – tymczasowo przenieśli się tu z Szewskiej, gdzie w Instytucie Historii trwa remont.

Labirynt w podziemiach i kultowa biblioteka

Schodzimy do piwnic. To prawdziwy labirynt korytarzy i przestronnych pomieszczeń. – Teraz już sobie radzę, ale za pierwszym razem, gdy tu wchodziłam, przywiązywałam sznurek do drzwi i rozwijałam go, żeby potem spokojnie wrócić do wyjścia i nie zagubić się w podziemiach – przyznaje Katarzyna Bondarczuk. A Robert Oborski, wieloletni administrator budynku przy Szajnochy potwierdza, dziś podobnie jak cała załoga biblioteki rezydent Biblioteki Uniwersyteckiej przy ulicy Fryderyka Joliot-Curie 12. – Te piwnice są niezwykle obszerne, i podobnie jak na piętrach i w innych pomieszczeniach, po prostu wszędzie były regały z książkami – wspomina Oborski, który trafił na Szajnochy w 1989 roku i przepracował tu 34 lata. Wie o tym budynku wszystko. Od dachu aż do podziemi. – Czy piwnice są połączone z placem Solnym i Rynkiem? Niewykluczone – śmieje się tajemniczo. – W latach 90. mieliśmy u nas znajomi fizycy z georadarami, którzy przeprowadzali pomiary. W kilku miejscach wskazywały na spore przestrzenie. Jedną ścianę przebiliśmy i ukazało nam się kolejne przestronne pomieszczenie, wychodzące w stronę ulicy Kazimierza Wielkiego. Było zawalone śmieciami i materiałami z czasów budowy. Może powinienem powiedzieć skarbami, bo takie dziewiętnastowieczne śmieci to skarby archeologów – dodaje Oborski, przypominając, że na początku w podziemiach mieścił się bank, więc było tam też wiele skrytek, a nawet sejfów. Były też połączenia z sąsiednim pałacem, a prawdopodobnie z podziemiami drukarni uniwersyteckiej w Zaułku Solnym. Czy z samym Rynkiem? Niewykluczone. Choć te wolne przestrzenie mogą być też pozostałościami po starych murach miejskich.

Na początku było… archiwum

Milion marek. Taki kredyt na budowę Miejskiej Biblioteki i Miejskiej Kasy Oszczędności przekazała… Miejska Kasa Oszczędności. Neogotycki budynek zaprojektował Richard Plüddemann, ten sam, którego dziełem są m.in. Hala Targowa, Mosty Grunwaldzki i Zwierzyniecki. Powstał w latach 1887-91. Jak pisze Agnieszka Gryglewska w Leksykonie Architektury Wrocławia w budynku zadomowiły się na początku cztery instytucje: biblioteka, Miejska Kasa Oszczędności, bank i… Archiwum Miejskie. „Wszystkie pomieszczenia usytuowano wokół wewnętrznego dziedzińca, którego część zajmowały hol i klatka schodowa przykryte szklanym dachem”. I te pomieszczenia do dziś – po 130 latach – budzą podziw nowoczesnością, kreatywnością i funkcjonalnością rozwiązań. Zwłaszcza zajmujący kilka poziomów magazyn na książkowe zbiory. „Ażurowa, szkieletowa, wykonana z żelaza i żeliwa konstrukcja” robi niezwykłe wrażenie. Teraz setki pustych półek (z podpórkami do książek) i stojących obok wózków na książki, aż się proszą, by je znów wykorzystać. Nie tylko jako scenografię filmową czy teatru telewizji. Regały są wprawdzie drewniane, ale… – Były robione z drzew, które były ścinane zimą, przy pełni księżyca czy przy nowiu. Wtedy soki z drzewa odpływają i dlatego nie są łatwopalne, ani nie imają się ich choroby czy robaki. Ponoć te techniki i materiały wykorzystywano do budowy statków już za czasów Juliusza Cezara – wyjaśnia Robert Oborski. Konstrukcja dachu „kratowo-ciągnieniowa” ze „śrubami rzymskimi” także dziś jest niemal niespotykana. Wiele innych rozwiązań budowlanych, architektonicznych i dekoracyjnych sprawiło, że jak piszą twórcy leksykonu wrocławskiej architektury „obiekt powstał jako najbardziej prestiżowa wrocławska budowla miejska końca XIX wieku”. Za to pokoleniu XXI wieku kojarzy się już popkulturowo, z Hogwartem z powieści J.K.Rowling. I trochę błędnie, bo tamten obiekt był wzorowany na brytyjskich bibliotekach, a najbardziej zbliżona do wrocławskiej jest jedna z działających do dziś bibliotek paryskich. Bo po 1933, a potem także po 1945 roku budynek przy Szewskiej pozostawał już tylko biblioteką. Najwcześniej, w 1906 roku, wyprowadziło się z niego archiwum (które w pewnym sensie – bo jako archiwum uniwersyteckie – wróci tutaj po 120 latach), a potem także bank i miejska kasa, które przeniosły się do Rynku.

Nurkowanie po książki i inne historie

Biblioteka Uniwersytecka natomiast przeniosła się z Szajnochy do… Biblioteki przy nadbrzeżu Odry. Właściwie „przenosiła się” – przez dobrych 6 lat. Kilka milionów rękopisów, książek, czy, jak to mówią bibliotekarze – voluminów z ponad czterech kilometrów regałów. Ale wspomnienia pozostają niezatarte. – Wielu z bibliotekarzy, a pracowało nas na Szajnochy ponad setka, zawiesiło w dzisiejszej nowej bibliotece pamiątkowe zdjęcia z tego miejsca z niezwykłym klimatem – z korytarza, klatki schodowej, dziedzińca. Bibliotekarze to w większości ludzie, którzy nie zmieniają zawodu, więc wielu z nich przepracowało tam całe swoje życie – opowiada Oborski, który cieszy się, na wieść, że w pewnym sensie gmach Szajnochy wróci do swojej dawnej funkcji – trafią do niego, poza archiwum, zbiory z wielu wrocławskich instytutów. Było tam także wiele niezapomnianych zdarzeń, w tym dramatycznych, jak ta z 1997 roku, kiedy ratowano zbiory w Bibliotece Uniwersyteckiej na Piasku, a w tym czasie fosa zaczęła zalewać podziemia i pełne zbiorów piwnice bibliteki przy Szajnochy. – Ratowaliśmy wtedy książki z wielkim poświęceniem, niektórzy narażali nawet życie i zdrowie, jak Bolek Rek, kierownik działu gromadzenia zbiorów, który po prostu nurkował i wyławiał książki – opowiada gospodarz biblioteki przy Szajnochy. 7 tysięcy książek zalało. Ale potem wszystkie zamrożono, za pomocą jonizatorów, kartkę po kartce oczyszczono, wysuszono i – upiera się nasz rozmówca – w doskonałym stanie wróciły do zbiorów bibliotecznych. – Oczywiście, biblioteka miała też swoje minusy, bo dziś mamy dwanaście nowoczesnych wind i wiele XXI wiecznych udogodnień, a wtedy mieliśmy właściwie tylko jedną, więc setki tysięcy książek przenosiliśmy i transportowaliśmy „ręcznie” tymi labiryntami korytarzy i schodów. Do czytelni, do wypożyczalni, do bibliotek na wydziałach, do katalogowania. Ale taka to była praca – wspomina Robert Oborski. I dodaje, że na dachu jest zabytkowy gong, który wybijał godziny. Wprawdzie uszkodzony, ale on próbował kiedyś uderzać w niego młotkiem. I działał. Spokojnie można go więc znów uruchomić. Może na inaugurację archiwum?

Tekst Jacek Antczak

Zdjęcia Paweł Piotrowski

Projekt „Zintegrowany Program Rozwoju Uniwersytetu Wrocławskiego 2018-2022” współfinansowany ze środków Unii Europejskiej z Europejskiego Funduszu Społecznego

NEWSLETTER
E-mail