
Kroke. Ortodoksyjni Żydzi w Krakowie
22 lutego w Katedrze Judaistyki im. Tadeusza Taubego Uniwersytetu Wrocławskiego odbyło się spotkanie promujące najnowszą książkę „Kroke. Ortodoksyjni Żydzi w Krakowie” fotografki Agnieszki Traczewskiej. Spotkanie prowadził prof. Marcin Wodziński.
Album Agnieszki Traczewkiej ukazuje życie ortodoksyjne Żydów z rodzinnego miasta fotografki. Podczas spotkania autorka książki odniosła się do życia społeczności żydowskiej zamieszkującej w Krakowie:
„Myślę, że był taki jeden moment w czasie mojej obserwacji tego świata, który w najbardziej dramatyczny sposób pokazał, jak niewielka jest społeczność żydowska. Oczywiście był to okres pandemii, dlatego że na co dzień Kraków, ze względu na swoje szczególnie ważne znaczenie w historii i tradycji Żydów aszkenazyjskich jest nieustannie odwiedzany przez potomków, głównie Żydów wschodnioeuropejskich, którzy zresztą bardzo często po prostu są w jakiejś drodze, w jakiejś podróży bądź sentymentalnej, bądź właśnie do jakiegoś źródła, np. konkretnej dynastii chasydzkiej. W tej podróży zazwyczaj Kraków jest albo miejscem centralnym, początku albo końca – takim punktem, który jest konieczny. Z mojego doświadczenia, to, co ja spotykam w Krakowie nie przypomina żadnej społeczności ortodoksyjnej czy ultraortodoksyjnej, którą znam z jakiejkolwiek innej szerokości geograficznej. Dlaczego? Dlatego, że po pierwsze wraz z drugą wojną światową w Krakowie została całkowicie zerwana łączność pokoleniowa. Po drugie te osoby, z którymi się spotykam, które przychodzą do synagogi, najczęściej nie są krakowskimi Żydami w sensie np. historii rodzinnej. To są osoby, które na jakimś etapie swojego życia do tego Krakowa przywędrowały i albo to było dzięki rodzicom, którzy przyjechali z ziem wschodnich albo są to osoby całkowicie współczesne, np. Izraelczycy, którzy pracują w Krakowie i współtworzą przez jakiś czas społeczność, co spowodowało, że ja zaryzykowałam takie określenie tej społeczności jako społeczności początkowej, hybrydowej – tzn. krąg osób, które w rzeczywistości tworzą części zupełnie do siebie nieprzystające. Mają różne pochodzenie, różne historie życiowe, nie ma w ogóle mowy o jednolitości, która bardzo często w takich właśnie zastanych, trwających od wieków w społecznościach istnieje. Tutaj każdy przynosi jakąś swoją historię. Zresztą są to historie bardzo ciekawe, które są zazębione czasowo, czasem też są mocno dramatyczne. Każda osoba to inna narracja.”
W trakcie spotkania Agnieszka Traczewska opowiedziała, czym charakteryzuje się sztuka fotografowania społeczeństwa żydowskiego, w tym chasydów, których sposób portretowania jest bardzo hagiograficzny.
Jak powiedziała fotografka: „Sylwetki, które pojawiają się na fotografiach np. w magazynach chasydzkich, przedstawiają ogromne tłumy, zazwyczaj całkowicie anonimowe. Użyteczność ich pokazywania jest jasna. Mają pokazać potęgę np. danej dynastii czy rabina, na którego spotkanie chasydzi przyszli. Większość fotografii skoncentrowana jest na liderach tego świata, na współczesnych cadykach i wtedy zazwyczaj postać cadyka jest w samym środku, bo otoczony jest oczywiście swoimi wiernymi, jest w pięknym płaszczu, jego pozycja jest podkreślona. Temu ma służyć fotografia – pokazania celowości, potęgi dynastycznej. Czego nie pokazuje chasydzka fotografia w tym standardzie przyjętym? Po pierwsze, prywatności. Pokazuje się tylko sceny oficjalne, publiczne. Prywatność to jest coś, co jest skryte za murami domów, w jakimś sensie nieinteresujące, czy też niegodne publicznej uwagi. Osób prywatnych praktycznie w ogóle się nie fotografuje dzisiaj. Co więcej, panuje całkowity zakaz pokazywania się kobietom. W pismach chasydzkich pokazuje się dziewczynki do trzeciego roku życia, natomiast nie ma mowy o jakiejkolwiek sylwetce kobiecej. Jeśli koniecznie trzeba włożyć jakieś zdjęcie, na którym ta kobieta jest, to po prostu się ją zamazuje.”
„Przychodząc z naszego świata, znalazłam sens w poszukiwaniu właśnie dokładnie tego, co było niepokazywane. Po pierwsze wydawało mi się, że fakt, że jakiś chasyd nie jest największym rabinem w tym świecie, nie znaczy, że nie jest ciekawy jako obiekt mojej fotografii czy takiego przyjrzenia się. Po drugie ogromnie mnie interesowało to, co nie jest pokazywane, ale co właśnie dotyczy życia prywatnego, dlatego rzeczywiście trzeba było być bardzo upartym w przecieraniu drogi, aby poznać chasydów, którzy oczywiście są bardzo trudnymi bohaterami pod tym względem, dlatego że nauczeni są dystansu do świata zewnętrznego i nie jest łatwo do nich dotrzeć, ponieważ nie zawierają nowych znajomości, przyjaźni, nie zapraszają do domów, a ja koniecznie chciałam tam wejść i pokazać, jak to życie wygląda. Tylko właśnie nie wygląda tak jak chasydzi chcieliby je pokazać, tylko tak jak wygląda ono naprawdę.”
Fragmenty wypowiedzi pochodzą ze spotkania z autorką książki.
Zapraszamy do zapoznania się z relacją fotograficzną z wydarzenia.



















